Sydney.pl - voice, video, foto


Jest to portal pokazujący wybrane wydarzenia wśród Polonii sydnejskiej oraz w Polsce.
Będziemy również zamieszczać fotogalerie z miejsc w Sydney i okolic. (Każde zdjęcie powiększa się po kliknięciu na...)
Zapraszamy do współpracy wszystkich, którzy mają coś ciekawego do zaprezentowania.
Strona non profit. Istnieje od maja 2019r
__________________________________________________________________________________________________________________________________

środa, 26 lutego 2020

Ela Celejewska - felietony filmowe 2006-09r.

_________________________________________________________________________________________________

"Disgrace" - Hańba

Nie jestem w stanie pojąć niektórych „przesłań” zawartych w filmach. Mowa tu oczywiście o filmach tzw. psychologicznych, inne nie zawierają przesłań, tylko (często jak dynamit) rozrywają... 😏


Właśnie obejrzałam film australijsko – południowoafrykański „Disgrace” (Hańba), z Johnem Malkovichem w roli głównej.
Reżysera nie podam, nie chce mi się drugi raz włączać filmu, a na okładce zlekceważono go tak zminiaturowanymi literami, że nazwiska nawet przez lupę nie jestem w stanie odczytać. 

A szkoda, film opowiada co prawda, o niewiarygodnych zachowaniach ludzkich, ale wyreżyserowano go bardzo dobrze i równie świetna jest muzyka w tym filmie (też zlekceważono kompozytora...).

Malkovitch gra profesora literatury, czy też poezji (nie ma to w końcu większego znaczenia w tym filmie...), wykładającego na uczelni w Południowej Afryce.
Jest podstarzałym (52 lata) podwójnym rozwodnikiem, żyje samotnie, korzystając z
usług call girls. Przypadkiem, a może raczej wypadkiem (bo spotkał ją na ulicy, gdy się w czasie deszczu poślizgnęła i upadła), uwodzi swoją studentkę, z którą kilka razy w następstwie poślizgnięcia idzie do łóżka.



Pojęcia nie mam dlaczego dziewczyna ulegała, choć feromony profesora na nią nie działały? Strach, że ją wyrzuci z uczelni nie wchodził w rachubę, nie te czasy. 

Szła z nim do łóżka bezwolna jak owca, a potem doprowadziła do skandalu i sądu, w efekcie którego (przyznając się do winy i nie prosząc o przebaczenie) profesor został usunięty ze stanowiska i dostał zakaz wykonywania zawodu.

Co chcieli autorzy filmu pokazać na wprowadzeniu do tej historii (bo właściwa akcja rozgrywa się dopiero na farmie), nie rozumiem. Po co dziewczyna z nim cudzołożyła, skoro nie miała ochoty? Nie był jej wrogiem,więc nie był to zaplanowany akt zemsty, nie zależało jej też na nielegalnym zaliczaniu testów. Po prostu uległa mu kilka razy, bez zaangażowania, ale też wcale się nie broniąc - a potem doprowadziła do skandalu i degradacji molestera z funkcji profesora, następnie zaczęła grać w komediowym teatrze (?...).

Właściwa część filmu zawiera jeszcze bardziej niezrozumiałe przesłanie.

Profesor ma córkę, która wybrała trudne życie. Mieszka ona na farmie, z daleka od cywilizacji. Jest lesbijką. Gdy zdegradowany profesor przybywa do córki w odwiedziny, okazuje się, że mieszka ona całkowicie sama w dziczy, gdyż jej partnerka właśnie ją porzuciła.
Córka zajmuje się hodowlą kwiatów, sałat i warzyw oraz trzyma w klatkach kilka psów (nie bardzo wiem w jakim celu trzyma je w klatkach?... ponieważ są to psy - jej przyjaciele).
Profesor zaczyna życie na farmie, jeździ z córką na bazar i pomaga jej w sprzedawaniu produktów z farmy, pracuje też u miejscowej weterynarki przy usypianiu bezdomnych psów, po egzekucji pakuje psie zwłoki w torby, zawozi do krematorium i spala.


Córce pomaga w niektórych pracach, mieszkający tymczasowo w szałasie z metalowych odpadów, starszy Afrykanin. Ma on też z nią jakieś interesy i plany w związku z farmą (nie bardzo zrozumiałam jakie, więc nie podaję.)
Któregoś dnia (Afrykanina nie ma, wyjechał po kolejną żonę...) ojciec z córką wracają z bazaru i zastają na farmie trzech młodych Afrykanów drażniących psy. Podobno ktoś w ich rodzinie potrzebuje pomocy i chcą skorzystać z telefonu.



Córka pozwala jednemu wejść z nią do domu. Drugi przewraca profesora i wpada za nimi zatrzaskując drzwi, profesor ogłuszony przez trzeciego traci przytomność. Budzi się w ubikacji, jest zamknięty, na jego łomot bandyci otwierają, oblewają go spirytusem i podpalają. Palący się profesor w sedesie gasi głowę, w tym samym czasie bandyci zabijają wszystkie psy i uciekają jego autem, w drugim dziurawiąc opony.
Córka oczywiście została wcześniej przez wszystkich trzech zgwałcona.

(Gdyby psy – wolne - pilnowały farmy, z pewnością nie doszłoby do tragedii, ale wtedy nie byłoby ani książki, ani filmu...)


Zmaltretowane ofiary na piechotę szukają pomocy (telefon jest roztrzaskany) i ktoś wreszcie wiezie ich do szpitala, gdzie profesor, mimo ogromnych oparzeń, musi czekać w kolejce po pomoc! 
Policja szuka tylko jego auta, bo było ubezpieczone. Niczym więcej nie jest zainteresowana...



Normalni ludzie w takiej sytuacji spakowaliby manatki i wyjechaliby do miasta, gdzie profesor ma dom. Ale córka postanawia, że zostaje na farmie i nic nie jest w stanie jej przekonać!

Ojciec więc pozostaje z nią, nadal pracując przy usypianiu psów (choć jest to wbrew jego uczuciom) i ...nawiązuje romans z weterynarką, choć jest ona w jego wieku i pokaźnej tuszy (do tej pory preferował młode, zgrabne dziewczyny).
Tymczasem mieszkający w szałasie Afrykanin wraca z nową żoną, która odtąd, przez całą resztę filmu zajmuje się wieszaniem prania, (co robi w szałasie nie pokazano).
W związku z nową żoną i jakimś powodzeniem w interesach, Afrykanin urządza przyjęcie dla rodziny, zarzynając na ten cel dwie owieczki, których, już upieczonych, profesor spotykający je przedtem przy wodopoju, nie jest w stanie przełknąć.


Wśród zgromadzonych córka i profesor rozpoznają jednego z bandytów. Profesor demaskuje go przed gośćmi, ale zdenerwowana córka robi mu wyrzuty, że popsuł Afrykaninowi przyjęcie! Nie pozwala mu zadzwonić na policję!




Zrezygnowany profesor wyjeżdża do miasta i tam na klęczkach(!), rodzinę uwiedzionej studentki prosi o wybaczenie. Nie wiadomo skąd nagła skrucha, czy przypadkiem nie porównał się z gwałcicielami? (Przy okazji pobytu w mieście ogląda uwiedzioną na scenie teatralnej i następnie korzysta z usług czarnoskórej prostytutki...)
Wraca na farmę, gdzie córka oznajmia mu, że jest w ciąży, będącej efektem gwałtu i jej nie usunie, ponieważ ...jest kobietą i kocha dzieci.
Profesor zauważa także, że szałas zniknął, a Afrykanin buduje murowany dom. Idzie do niego i chce go zmusić, żeby zgłosił bandytę na policję. Ten twierdzi, że bandyta jest dzieckiem i nie może iść do więzienia, a on ma obowiązek nim się opiekować, gdyż należy ono (dziecko) do rodziny nowej żony (tej od prania).

Na wymówkę, że krewny-gwałciciel może być ojcem dziecka poczętego przemocą, Afrykanin stanowczo tłumaczy, że dziecko, choć bandyta jest za młode, żeby ożenić się z córką profesora i że w zadośćuczynieniu on sam się z nią ożeni. (Sic!)
(Autorzy scenariusza nie wyjaśniają, jak załatwią się z bieżącą żoną - tą od prania).
Córka potwierdza, że tak właśnie się stanie, choć będzie to małżeństwo formalne.


Wobec czego profesor, nie mogąc pogodzć się z poglądami, (czy może raczej z mentalnością córki?), szuka zakwaterowania u weterynarki, no... bo w końcu wybrał dla siebie pokutę na odludziu...

Przy kolejnych odwiedzinach na farmie, przyłapuje dziecko-bandytę (mającego minimum 18 lat) na podglądaniu biorącej prysznic córki. Ściąga go z okna i tłucze jak zawodowy bokser, przy pomocy szarpiącego łobuza psa - jedynego który ocalał z masakry.



Podglądacz wrzeszczy, przybiega córka, wrzeszczy na ojca, jej szlafrok się uchyla i ukazuje gołe ciało, na które nieletni gwałciciel patrzy pożądliwie, po czym zaczyna deptać sałatę i uciekając pokrzykuje - już nie z bólu, tylko z niezaspokojonej żądzy - że ich wszystkich pozabija!


I ostatnia scena: profesor wracając po spaleniu kolejnego psa, którego wcześniej chciał zaadoptować (nawet pogrywał sobie na banjo w jego towarzystwie), ale którego po pogłaskaniu, jednak oddał humanitarnej śmierci; zostawia auto na zboczu, a sam na piechotę schodzi do córki, już w zaawansowanej ciąży wtykającej w ubłoconą ziemię sadzonki kwiatów.

Kiedyś na jej interpretację zaistniałych wypadków i na jej plany przyszłego życia stwierdził, że żyje jak psy - co potwierdziła. 
Jest to absolutną nieprawdą, ponieważ żaden pies mając taki wybór jak bohaterzy filmu, na takie życie by się nie zgodził.

I kto mi wyjaśni, jakie przesłanie chcieli przekazać w tym filmie autorzy?
Co jest tytułową hańbą?: nieokiełznana namiętność profesora (no... przy wyważonym stylu gry Malkovitcha, nie da się w nią uwierzyć...), bierność seksualna studentki, gwałt i rozbój, nieukaranie winnych, ukrywanie przestępcy, usypianie zdrowych psów, korzystanie z usług prostytutek, fałszywe małżeństwa, niewyjaśniony upór córki postanawiającej nie zmieniać swojego losu, bierność ojca - ich uwięzienie we własnych bezsensownych postanowieniach? 
Pojęcia nie mam...











Żaden normalnie myślący człowiek nie zaakceptuje takiego przedstawienia wypadków, bo: żadna normalna kobieta nie poszłaby do łóżka z nieatrakcyjnym profesorem, jeśliby tego nie chciała lub nie miała z tego korzyści; żaden myślący człowiek nie zostałby, żeby żyć w miejscu swojej hańby i nieszczęścia - jeśli ma możliwość zmiany miejsca; żaden normalny człowiek nie ukrywałby sprawców gwałtu i rozboju; żaden normalny człowiek nie pomagałby w usypianiu zwierząt, jeśli jest całkowicie temu przeciwny. 

W końcu nawet zdegradowany (a dobrze sytuowany...) profesor może znaleźć lepsze zajęcie i zacząć nowe, normalne życie...


Historia jest absolutnie nieprawdopodobna od początku do końca, (choć osadzona w realnym świecie przestępstwa, przemocy, bezwolności, tumiwisizmu i niesprawiedliwości) dlatego, że nikt, absolutnie nikt, kto ma wybór, nie zgodziłby się na bezsensowne rozwiązania.

Życie na ziemi polega na walce, od początków dziejów ludzkości. Bezwolni zaliczają się do chorych psychicznie i tylko tak można wytłumaczyć ten film, że pokazał życie trzech psychicznie chorych osób, pozwalających bezwolnie nieść się nurtowi.
Do więzień często trafiają niewinni, ale i tam zawsze walczą o sprawiedliwość.
Postacie z tej książki i filmu same siebie osadziły w więzieniu i udają, że tak im dobrze i tak powinno być. I niech mi nikt nie udowadnia, że takie obyczaje panują w Południowej Afryce, albo że to karma, bo karma nie na tym polega!

Film został nakręcony na podstawie powieści J.M.Coetzee, która dostała nagrodę Booker Prize. I jest to kolejna sprawa nie do wytłumaczenia: kim są ludzie przyznający nagrody i czym się kierują przyznając je, bo najczęściej nagrody dostają nie te książki, które się najlepiej sprzedają, a wręcz przeciwnie gnioty wegetujące na półkach...
Być może dlatego, że książek i filmów powstały już setki tysięcy, to oryginalność za wszelką cenę wydaje się specjalną wartością, wszak największe bzdury zawsze można wetknąć snobistycznemu odbiory - tłumacząc się coraz bardziej skomplikowaną ludzką psychiką... 



lipiec 2010

_______________________________________________________________________________________________



Serial Magda M. i inne filmowe ...nieporozumienia



Właśnie skończyłam oglądać trzecią część tego serialu. Zajęło mi to pełne dwa dni, w które posłałam w diabły całą społeczną, polonijną pracę i oddałam się absolutnie i całkowicie IRYTACJI nad głupotą tytułowej bohaterki, a raczej scenariusza. Choć przepraszam, może Radosław Figura z premedytacją wymyśla scenariusze dla idiotów - bo na tym świetnie się zarabia... (Już widzę, jak wielbiciele tego serialu palą mnie na stosie...)
Mieszkającym w Polsce muszę wyjaśnić, że wśród Polaków mieszkających w Australii krążą dyski z seriami polskich seriali, wobec czego zaliczamy je jednym duszkiem...

Poprzednie odcinki Magdy M. jakoś strawiłam, głównie dlatego, że lubię Pawła Małaszyńskiego. I nie mogę się nadziwić, jak ten świetny w końcu aktor, mający charyzmę (nie tylko urodę...), męczy się w roli zakochanego w idiotce. (Zanotowałam, że dopiero w 49 odcinku nauczyła się parzyć kawę w expressie.) Niestety, nie jestem w stanie pojąć, jakim cudem w takim razie zaliczyła studia prawnicze, wygrywa sprawy! i uważana jest przez kolegów za doskonałego (?) adwokata.




Joanna Brodzik ma ładną buzię, ale nie przekonuje mnie porażająca miłość do niej różnych panów, bo takich jak ona ładnych kobiet, jest wiele. Musiałaby mieć w sobie to „coś”, żeby powalać na kolana. A nie ma.
Do tego, prawie w każdej scenie jest fatalnie ubrana. Nie mam pojęcia, komu zależało na tym, żeby ją szpecić. Ale to palto z bufkami, czy te koszmarne kostiumiki niby Channel, z guzikami wielkości bombek na choinkę, bure kolory... Warkoczyki – uszki królika u mocno dojrzałej w końcu kobiety... Antyseksi. (Gdy coś mnie nudzi w oglądanym filmie, rejestruję szczegóły. Ziewałam patrząc na mizdrzącą się Joannę Brodzik, dlatego obejrzałam jej garderobę. )

Ciekawe, czy infantylność narzucił jej reżyser, czy też sama stworzyła taką postać? Nie widziałam jej w żadnej innej roli, więc nie wiem, czy jej mimika na codzień potrafi być zwyczajna i przekonywująca jak u jej serialowych koleżanek.

Nigdy też nie słyszałam o idiotce, która by z powodu niepowodzenia w miłości mazała sobie twarz czekoladowymi lodami i rozsypywała popcorn po całym mieszkaniu, robiąc przy tym co chwilę buzię w ciup, a oczy w słup.

Nie do wiary, że czasami scenarzysta każe jej wygłaszać dowcipne riposty! Nie jestem w stanie pojąć, skąd autor czerpał wzorce dla tego typu bohaterki, czyżby takie były obecnie w Polsce modne? Głupawe, 100 procentowe egoistki i egocentryczki. Przecież ta postać jest zajęta tylko i wyłącznie sobą, innych co najwyżej poucza – ni w pięć, ni w dziewięć zresztą - na przykładzie swoich niepowodzeń...

Przy tym jest ona masochistką. Stwarza życiowe problemy tam, gdzie ich nie ma i następnie dręczy siebie, znajomych i widzów z perfidną rozkoszą.


Paweł Małaszyński jest zmuszony do grana zakochanego w niej, ale między tą parą w ogóle nie iskrzy! Nawet gdy się całują i to przez cały serial!, jest to lód i śnieg, i może dlatego ostatnia scena, właśnie w takiej scenerii pieczętuje ich pojednanie. (Brrr... na hibernację zapewne, bo nie na miłosny związek...)
Więcej zaangażowania wykazywał Piotr w scenach z byłą żoną, łajdaczką co prawda, ale interesującą...

I kolejny nonsens: autor scenariusza przypuszczalnie nigdy nie był w Australii. Nie ma więc pojęcia, że nie istnieją tutaj faceci jak Kuba - zadurzeni w szkolnych miłościach, do tego mający forsy jak lodu... Ci, którzy wyemigrowali do Australii zaliczyli trudną szkołę życia, zaczynając wszystko od początku, borykając się przez wiele lat z ogromnymi trudnościami (nie tylko gorący klimat, ale i status imigranta niestety...). Niewielu zostało milionerami, przeważnie największym osiągnięciem Polonusa jest kupienie na kilkudziesięcioletnie spłaty domku, czy mieszkania, samochodu, mebli oraz posłanie dzieci na studia (bardzo drogie).


Ci, którzy jeżdżą do Polski z pewnością nie wyścielają różami (ile kosztuje 1. róża w Polsce?, u nas około dolara, na filmie było więc róż za kilka tysięcy... ) schodów i ulicznych chodników po to, żeby deptała je głuptaska.

A jak wyobraża sobie scenarzysta zaklimatyzowanie się Magdy w Australii? Mając pod czterdziestkę opanuje język? Zda egzaminy na prawnika? W Australii jest inne prawo. Kompletne bzdury.

A i cóż by ona robiła w Australii, oprócz podziwiania wyczynów Kuby na desce i wzdychania za pocałunkami Piotra? Może musiałaby sprzątać cudze mieszkania? W Polsce ma chociaż dobrze płatną pracę i kota... (Mądrzejszego od niej...) Niewiarygodna postać, do tego główna rola!...
A przecież inne osoby w tym serialu zachowują się jak normalni ludzie, przekonuje nawet Beata Tyszkiewicz w roli perfidnej matki szukającej żony dla syna starego kawalera.

Na domiar złego wszyscy ci ludzie - mając swoje prawdziwe życiowe problemy - zajmują się przekonywaniem głupolki, która nie może wybaczyć ukochanemu mężczyźnie ...że zataił przed nią śmiertelną chorobę.
Zdrajca! Wyjechał, aż na pół roku! Nie pochwalił się, że jedzie służyć za doświadczalnego królika. A największe oburzenie wzbudza jego wyjaśnienie (mające być pośmiertnym...) nagrane dla niej na DVD. Zgorszeni są wszyscy, którzy wyznanie niemającego nadziei na przeżycie oglądają, łącznie z mamusiami obojga. Cytat z filmu: „Trudno zaufać komuś po takim(!!!) postępku” . No... to już lepiej, żeby umarł...


Oglądając te brednie zastanawiałam się, czy przypadkiem to nie ja skretyniałam i nie nadążam za postępem w Polsce, bo jak widać, u nas w Australii ludzie są nadal zacofani. Współczuliby Piotrowi, pomagali i przede wszystkim rozumieliby, że jest prawdziwym człowiekiem, bo chciał zaoszczędzić cierpienia ukochanej osobie.
A czy widzowie mogą sobie wyobrazić mizdrzącą się Magdę przy łóżku kochanka wyniszczonego chorobą? Siedziałaby w kącie upaprana lodami i robiłaby mu wyrzuty, że jej nie podziwia i umiera bez pozwolenia.

I jeszcze to zakończenie: on cudem ocalony, ma się regenerować i nie wolno mu się denerwować, a najwięcej stresów przysparzają mu ona i ojciec, który niby ma być podobny do niego (czy też odwrotnie...). W niektórych scenach Paweł Małaszyński uśmiecha się dziwnie, jakby śmiał się z niedorzeczności serialu...




Panie scenarzysto, w jakim celu napisał pan taki gniot? – przecież największy idiota nie weźmie tej historii na poważnie.
Obejrzałam pięćdziesiąt kilka odcinków, bo lubię Pawła Małaszyńskiego oraz tą, już wymienioną resztę obsady. A dobrnęłam do końca, bo chciałam wiedzieć, jak się ta farsa skończy!


I gdyby w ostatnim odcinku był ślub, wiadomo byłoby, że to prawdziwy koniec. I filmu i Piotra. A tak niestety... wciąż jest nadzieja, że pan scenarzysta wymyśli ciąg dalszy, w którym być może Piotr umrze, a ona mu tego nigdy nie daruje, flirtując z kolejnymi „porażonymi” jej niewiarygodną urodą i osobowością facetami. A przyjaciele będą ją pocieszać i sprzątać mieszkanie z prażonej kukurydzy... Ufff... (Zauważyłam, że aktorzy grający przyjaciół patrzą na nią jak na eksponat.)

A propos: niektórzy uważają za hańbę zagranie w dobrze płatnej reklamie (co uważam za bzdurę, jeśli produkt naprawdę jest dobry), a nie wstydzą się kreować postaci przygłupa, w niemądrym serialu.
Głupiutka i sympatyczna jednocześnie może być tylko Bridget Jones, ale grająca ją Renee Zellweger ma wdzięk i nawet jej nadwaga jest seksowna. No i jest ta postać śmieszna, wzruszająca, niewydumana. Z przymrużeniem oka wierzy się w nią, w przeciwieństwie do mizdrzącej się polskiej pseudointelektualistki.

Na antypodach oglądamy polskie seriale, bo jesteśmy ich spragnieni. Choć mieszkamy daleko, psychicznie siedzimy wewnątrz naszej pierwszej ojczyzny. Nawet jeśli seriale są głupawe zaliczamy je, często tylko dlatego, żeby przypomnieć sobie, jak wyglądają znane miejsca lub zarejestrować, co się zmieniło.

Jednak szkoda, że oglądając wiele współczesnych polskich filmów, niewiele znalazłam w nich prawdy o życiu w Polsce. Głównie panoszy się moda na nowobogackich i gangsterów. Te wspaniałe rezydencje, nocne i dzienne lokale, samochody... i co kilka scen panorama Warszawy z kilkunastoma(!) wieżowcami dookoła Pałacu Kultury i Nauki (jak on się teraz nazywa?), żeby pokazać, że dorównujemy Zachodowi. (Tylko, że życie w USA nie jest takie, jak to sobie wyobrażają nasi scenarzyści...)

Rozumiem, że powodem tej fascynacji jest pół wieku wegetacji w siermiężnej komunie, ale czy dlatego musimy tracić indywidualność? Kiedyś polska kinematografia była ceniona na świecie i obawiam się, że to ona przejdzie do historii filmu, a dzisiejsza - tak długo, póki nie zaczniemy robić filmów prawdziwych - będzie chałą z zakalcem, którą można się udławić.

Na domiar złego wspólna wada wszystkich polskich filmów: fatalnie nagrany dźwięk! Agresywna muzyka zagłusza dialogi (oczywiście najczęściej jest to muzyka w stylu hoollywoodzkim...). Także aktorzy często mamroczą i wtedy, aż się proszą polskie napisy! A gdy przestają mamrotać, muzyka wali w uszy jak wybuch bomby atomowej!
Za dużo też w naszych filmach blondynek ze spalonymi włosami. Połowa Polek jest ciemnowłosa, czy ruda... Często też aktorki przebrane za wampy, wcale jak wampy nie wyglądają, bo są ...nieatrakcyjne.

Zauważyłam też, że w serialach nieszczęśliwie powtarzają się aktorzy - zawodzi casting. Np. gdy jedna aktorka doskonale wypada jako maltretowana przez męża żona, to w drugim serialu, grając rolę modliszki, jest w ogóle nieprzekonywująca, bo jak jej kanciato-ascetyczna uroda ma powalić i zniszczyć faceta? Może jakiegoś pustelnika...

Lub inny przykład: aktor grający rolę lekarza zabijającego pacjentów, zaraz potem gra polskiego papieża.

Myślę, że dobrych aktorów jest w Polsce dosyć i lepiej zastosować się do Roberta de Niro, który odmówił zagrania Chrystusa, tłumacząc, że dopiero co grał Lucyfera, więc nie potrafi się tak szybko przestawić.

I jeszcze jedno! Nasze bohaterki wykształcone i na stanowiskach, wychodząc na wieczór stroją się w złote toalety. No... na tzw. Zachodzie, tak ubierają się panie uprawiające najstarszy zawód świata. To może bezpieczniej byłoby nie kierować się fałszywymi wyobrażeniami luksusu...

Na szczęście, są także dowcipne polskie seriale, zrobione i zagrane z wdziękiem, jak choćby Ranczo Wilczkowyje.


Choć przyznam się, że obejrzę nawet najgorszy polski film, czy serial, nie tylko z ciekawości, ale i z sentymentu...




Ps. Poszukałam na necie fotek do tego felietonu i przy okazji przeczytałam, że serial jest niesłychanie w Polsce popularny! Zdobył nawet 10 miejsce w kategorii: najlepszy polski serial. Pewnie zgodziłabym się z tą kwalifikacją, gdyby ...nie było w nim tytułowej postaci, ponieważ wszystkie inne są świetne.
Z niepokojem przeczytałam też, że chciano dokręcić wersję filmową, ale na szczęście Paweł Małaszyński nie miał czasu. Ale niestety przeczułam, że to jeszcze nie koniec, bo będzie ...ciąg dalszy serialu!...

luty 2009
_______________________________________________________________________

Czy mamy prawo  nie wiedzieć - Lilya 4-ever


Jeszcze długo, przejeżdżając autem pod jakimkolwiek wiaduktem, będę przypominać sobie szwedzko-duński film „Lilya 4-ever” Lukasa Moodyssona. 
Nagrodzony na festiwalach w Venecji, Toronto i w Londynie, przez krytyków filmowych oceniony na pięć gwiazdek i uznany za arcydzieło. Ponieważ jest to historia rosyjskiej dziewczynki i akcja w części toczy się w Rosji - grają rosyjscy aktorzy i dialogi są w języku rosyjskim. Po obejrzeniu tego filmu odechciewa się żyć.

Dlatego zaleciłabym, żeby obejrzeli go wszyscy tumiwisiści, znieczule, motylki i tym podobne istoty pozbawione ludzkich uczuć oraz siedzący na płocie. Po to, żeby doznając szoku po obejrzeniu przerażających scen z filmu, przestali co niedzielę przyjmować komunię bez rozgrzeszenia... (Choć... Bogiem, a prawdą, oziębłości na cudzą krzywdę żadna wiara nie uznaje za grzech śmiertelny...) 



A przecież, o takich sprawach należy krzyczeć, żeby zniknęli ze świata mający oczy szeroko zamknięte, co każde świństwo usprawiedliwiają i nie chcą znać brzydkiej prawdy – ponieważ ta zakłóca ich spokój.
Czy Bóg dał nam prawo bycia obojętnym i czy z tego grzechu rozgrzesza?


Jak jest, kiedy ten padół łez opuścimy? W książce „Życie po śmierci” Raymond Moody zebrał i zapisał wrażenia ze śmierci klinicznej ok. 150 osób. Z tych relacji wynika, że na tamtym świecie tylko dwa grzechy są karane piekłem (nie, nie ogniem wiecznym, a przerażającą samotnością...) - morderstwo i egoizm.

U niektórych, doświadczenie na sobie zbyt wielkiego zła powoduje znieczulicę, niechęć, nienawiść, gorycz. To da się usprawiedliwić. Ale czy można wybaczyć szczęściarzom unoszącym się na powierzchni, których nie interesuje, że inni toną. Aż mnie korci, żeby pożyczyć im najgłębszych doznań, takich aż do dna... Bo jaki sens ma, chronienie ich przed poznaniem brutalnej prawdy? 


Rozsądnie, przed filmem „Lilya 4-ever”nie pojawia się napis, że widzowie o słabych nerwach nie powinni zasiadać w tym momencie przed telewizorami, bo zwykle nie umieszcza się go przed filmami, w których scenariusze są z życia wzięte. 
Przeważnie to ostrzeżenie odnosi się do wymyślonych horrorów i thrillerów, na których krew bryzga na wszystkie strony, eksplozje rozrywają bohaterów na tysiące kawałków, czy też na masowych orgiach obnażają się seksualne perwersje odrażających dewiantów. (Choć niestety... fikcja tych filmów coraz szybciej wdziera się w życie...)

Film „Lilya 4-ever” wbrew sugestii tytułu, to nie bajka. To historia wykorzystywanego seksualnie dziecka, a takich żyje obecnie na świecie setki milionów i niewiele zaryzykuję, jeśli przypuszczę, że może być ich nawet miliard.


Lilya to 16-letnia dziewczynka żyjąca w przygnębiającym osiedlu posowieckim: komunistyczne bloki, tym straszniejsze, że w rozkładzie... Wiele budynków opuszczonych, z powybijanymi szybami. Zamieszkałe, z zagrzybionymi ścianami, zardzewiałymi kaloryferami i rurami, rozpadającymi się parapetami i wiszącymi „na włosku” balkonami, z odrapanymi i zdewastowanymi klatkami schodowymi. Życia prawie tu nie ma, czasem jakaś grupka dzieci posiedzi chwilę na ławce, bezdomni wysikają się koło śmietnika, pijak śpiący pod ścianą przekręci się na drugi bok, ktoś po schodach podąży do swojej brudnej nory.
Beznadziejne życie, w beznadziejnym otoczeniu. Nikt na nikogo nie zwraca uwagi. Panuje powszechna znieczulica... Typowy przykład mutacji: człowiek żyjący w okrutnym świecie, sam staje się zacięty i zły...

Lilya jest nieślubnym i niekochanym dzieckiem. Nigdy nie widziała swojego ojca, wojskowego, którego obowiązki rodzicielskie ograniczyły się do zapłodnienia. Matka znajduje sobie partnera z USA i nie planuje zabrania córki do tego eldorado. W noc przed wyjazdem, w łóżku namiętnie ściska samca i w ekstazie szepce: „wyjeżdżamy, tylko ty i ja!...” A rano, już stojąc w drzwiach, widząc, że oszukana Lilya siedzi obojętna, pyta obrażona „Nie pożegnasz się ze mną?”. Dziewczynka wstaje i chłodno, z obowiązku obejmuje matkę. 

Ale to tylko pozór. Jest dzieckiem, które potrzebuje miłości i opieki. Gdy rodzicielka wsiada do samochodu, wybiega na ulicę z rozpaczliwym krzykiem: „Nie zostawiaj mnie!...” Ale niewzruszona matka nieprzekonywująco obiecuje, że przyśle pieniądze, zatrzaskuje drzwi, auto odjeżdża, Lilya zostaje szlochająca, klęcząca w błocie...

Image result for lilya 4-ever

Jest w tym filmie dwóch dziecięcych bohaterów, drugi to młodszy, 11-letni Wołodia, którego ojciec nie wpuszcza do domu. Wołodia sypia więc na zgniłym materacu, w zalanym wodą pustostanie lub w mieszkaniu Lilyi. Ale nie jest to już, jakie-takie mieszkanko, w którym zostawiła ją matka. Ciotka, zamiast opiekować się dziewczynką, przerzuciła ją do zdewastowanej kawalerki po świeżym nieboszczyku (sama wprowadzając się do odebranego jej mieszkania) i zaprzyjaźnione dzieci wegetują w spleśniałym od wilgoci pokoiku - bez środków do życia. 

Listy od matki nie przychodzą. Wreszcie któregoś dnia kuratorka (nie wiem dlaczego tak nazywana, skoro w niczym dziewczynce nie pomaga...) oznajmia, że matka przysłała pismo, w którym zrzeka się opieki nad Lilyą, ponieważ zawsze była ona dzieckiem niechcianym! Po przeczytaniu dokumentu kuratorka stwierdza „to straszne, ale tak jest.” Z jakąś okrutną satysfakcją. Ci wszyscy ludzie tu, wprost cieszą się z cudzego nieszczęścia - własne dało im znieczulającego kopa.

Image result for lilya 4-ever


Nie mając innego wyjścia, Lilya zostaje dziecięcą prostytutką - nie ma na opłacenie mieszkania ani na jedzenie. (Świeżodemokratyczne państwo nie zajmuje się pozbawionymi opieki nieletnimi...)
Wołodii kłamie, że to matka przysyła pieniądze. 

Na jednym z zarobkowych wypadów do disco, poznaje chłopaka, dla którego (jak by się mogło wydawać...) nie jest seksualną lalką, a jego uczucie wygląda na miłość! (Ale uwaga, ten film to nie bajka...)
Młody człowiek blaguje, że pracuje w Szwecji i obiecuje zabrać tam Lilyę, gwarantując jej pracę (w tym wypadku akurat nie kłamie...). Załatwia jej fałszywy paszport (no bo przecież jest niepełnoletnia...) i wysyła ją tam oczywiście samą, kłamiąc, że za dwa dni dojedzie. (Jest tylko naganiaczem...)

Dziewczynkę odbiera z lotniska kolejny mafioso, do tego Polak! „Ja ci k... dam zaraz!” pada z ekranu w naszym ojczystym języku, gdy Lilya zorientowawszy się, próbuje uciec. I żeby od początku wiedziała, jaki jest jej status quo, zostaje przez gangstera pobita i zgwałcona, i następnie, noc w noc jest wożona do klientów pedofilów, za co w nagrodę, wieczorami dostaje do zjedzenia combo z Mc. Donaldsa. Musi zgadzać się na wszystkie perwersje, każdy opór karany jest zostawiającym ślady biciem, paszport ma odebrany, zamykana na klucz, nieznająca języka – jest bezsilna.

Image result for lilya 4 ever

W międzyczasie Wołodia, bezdomny i opuszczony przez jedynego przyjaciela jakiego miał na Ziemi, zażywa dwie buteleczki pigułek i umiera pod jej zamkniętymi drzwiami, na klatce schodowej. Sąsiadka, gniewliwa babcia, kopiąc jego ciało gdera: „Nie ma gdzie spać, tylko tutaj...”
Wołodia towarzyszy potem Lilyi w Szwecji już jako anioł. 

Któregoś ranka pokazuje jej, że sutener-oprawca zapomniał zamknąć drzwi. Lilya wydostaje się na wolność, ale sama nie wie po co, bo mówi: „I gdzie ja pójdę?...”. Już nie wierzy, że gdziekolwiek może być lepiej i że ktoś zechce jej pomóc. Zdesperowana, chyłkiem przemyka koło spoglądającej na nią policjantki i biegnie na wiadukt zawieszony nad jezdnią pełną pędzących samochodów.



To od tej sceny zaczyna się film: wymizerowana dziewczynka, z posiniaczoną buzią, stoi na poręczy, szykując się do skoku. Tylko w zakończeniu filmu nie jest już sama, jest z nią anioł Wołodia, który usiłuje ją powstrzymać. (Ciekawe, po co?...)
I ostatnia scena: półprzytomna Lilya w pędzącym ambulansie, reanimatorzy przez radio zgłaszają jej dane „niezidentyfikowana dziewczynka około 16 lat, skoczyła z wiaduktu.” I za chwilę wizja umierającej Lilyi: z Wołodią (już oboje ze skrzydłami) znów na rosyjskim osiedlu, na dachu budynku - grają w piłkę. Potem Lilya widzi jak zmienia bieg swoich losów odmawiając naganiaczowi wyjazdu do Szwecji i wbiega po schodach do swojego mieszkania, podnosząc uburbuchanej babci wytrącone jej wcześniej kartofle.

Jest w tej scenie pośmiertnego powrotu na „stare śmieci” przewrotna gorycz. Rodzinna nędza, okrucieństwo i oziębłość okazują się lepsze niż to samo, a właściwie gorsze, w zagranicznym dobrobycie, gdzie deprawacja i choroba obojętności wobec cudzego nieszczęścia jest jeszcze bardziej zaawansowana. Nawet policjantka choć zarejestrowała siniaki na buzi dziewczynki, napełniła bak benzyną i odjechała...

Nie jestem w stanie zbawić całego świata, lecz na cudze cierpienie zwykle reaguję (za co najczęściej obrywam...). Ale ważniejsze jest, żebym mogła żyć z czystym sumieniem. Choć raz, kierowana współczuciem popełniłam grzech: dałam narkomanowi ostatnie 5$, bo nie mogłam znieść bólu na jego twarzy i bluzgałam (w duszy oczywiście...) na cały świat, że nie da się zlikwidować produkcji nrkotykow i uczynić realnego życia na tyle znośnym, żeby nikt nie musiał uciekać w imaginację.

Po obejrzeniu filmu „Lilya 4-ever” też mam ochotę wyć (do Pana Boga chyba tylko), żeby los dzieci stał się najważniejszy dla każdego dorosłego człowieka. Więcej, żeby dla każdego człowieka nieodwołalnym obowiązkiem było dbać o dziecko, przynajmniej swoje. I sądzić bezlitośnie, z najwyższym wymiarem kary tych, którzy zabijają dusze i ciała dzieci.


Image result for lilya 4-ever


Na niedoskonałym świecie, gdzie panoszy się coraz groźniejsze zło, nie powinno się nikogo chronić przed poznaniem prawdy, choćby najbrutalniejszej i poznanie jej musi być tak potężnym szokiem, żeby już nikt nie mógł żyć w błogiej nieświadomości - tylko w taki sposób można zło sądzić, karać i mu zapobiegać.

Mimo, że to takie proste, ciągle nie uświadamiamy sobie, że nie żyjemy w Raju, tylko na Ziemi, gdzie nikt nie ma prawa - nie wiedzieć.



luty 2008
_______________________________________________________________________________

Polish Wedding w fantazjii hollywoodzkiego reżysera
_______________________
Image result for polish wedding movie netflix
Różne widziałam filmy głupie i głupsze, ale podobnego idiotyzmu jak wyprodukowany w Hollywood „Polish wedding” jeszcze nigdy! (Film pokazano 18 sierpnia 06r. w TV program 7) Nie, nie! Nie mam zamiaru podawać nazwiska reżysera, nawet nie interesuje mnie kim on jest, powinien pogrążyć się w wiecznej niepamięci. Albo znaleźć w więzieniu za fałszerstwo - gdyby przypadkiem ktoś wyprodukowaną przez niego bzdurę wziął na serio, choć to wydaje się niemożliwe.

Akcja dzieje się współcześnie. (Film wyprodukowano w 1998r.) Rodzina polskich emigrantów żyje sobie przedziwnie, w fibrowym domku w robotniczej dzielnicy Detroit - jak wiemy miasta przemysłowego. Tu trzeba oddać sprawiedliwość – domek skromny, ale schludny, a w nim ojciec piekarz, matka sprzątaczka (oboje jeszcze młodzi, około czterdziestki) i ich pięcioro blond dzieci: czterech synów i córka nastolatka oraz prawdopodobnie dziewczyna któregoś z synów, z niemowlęciem, czarnowłosa.

Główny wątek filmu to dziewictwo.
W jedynej ich córce nastolatce Halinie, blondynce z czarnymi oczami (znana z „Romea i Julii” Claire Danes) zakochuje się policjant, nie mam pojęcia z których emigrantów, cała rodzina policjanta jest czarnowłosa, więc jacyś południowcy? Policjant śledzi dziewczynę, gdy wieczorami przesiaduje z rówieśnikami na ulicy, łazi za nią krok w krok „pilnując jej bezpieczeństwa” (fajnie pracują policjanci w USA, co?) wreszcie (po pewnych komplikacjach) odbiera nastolatce dziewictwo, za jej absolutnym przyzwoleniem, w opuszczonej hali fabrycznej, czy też dworcu kolejowym, po czym ...nie ma najmniejszego zamiaru się z nią ożenić, mimo, że niewinna natychmiast zaszła w ciążę!
Proszę, co za łobuz z tego amerykańskiego policjanta! (Na usprawiedliwienie, jest on przecież z jakichś tam emigrantów...)

Wracając do dziewictwa: w jakimś przedziwnym misterium ku czci Czarnej Madonny, które odprawiają polscy emigranci wiary katolickiej (!), wybrana dziewczyna co roku na głowę posągu Świętej Madonny zakłada swój wianek dziewiczy.
Na filmie, tuż przed świętem, na mszy ksiądz typuje dziewice: przy pierwszej kandydatce następuje ogólny śmiech. Ksiądz na ołtarzu daje kuksańca rozweselonemu ministrantowi i odczytuje nazwisko następnej kandydatki - naszej Haliny z oczami jak węgle, która jeszcze wtedy była dziewicą. Przez kościół przepływa fala aprobaty...
Jednak sprawa się komplikuje, bo jak już napisałam, dziewczyna po wyborach zaszła w ciążę z łobuzem policjantem i w święto Czarnej Madonny dochodzi do skandalu; ponieważ utrata dziewictwa naszej bohaterki stała się sprawą publiczną w momencie gdy cała jej rodzina: matka z grabiami, bracia i ojciec z kijami bejsbolowymi i hokejowymi wdarli się do domu policjanta i sprawili mu lanie.

Toteż, gdy nasza blond bohaterka w wianku z traw, polnych kwiatów i w białej sukience ma zamiar obdarzyć Madonnę swoim fałszywym wiankiem, ktoś krzyczy, że jest ona dziewicą w ciąży. Wobec takiego skandalu, ksiądz usiłuje niedziewicę za nogi ściągnąć z piedestału, żeby nie dopuścić do świętokradztwa.
Niestety broni się ona jak lwica i księdzu zostają w rękach jedynie buty. Po czym wzburzona dziewica w ciąży radzi zgromadzonym, żeby się wypchali i ustraja figurę w swój zbeszczeszczony wianek. Następnie z podniesionym czołem kroczy wśród rozstępujących się przed nią ludzi, z których jedni żegnają się znakiem krzyża, a drudzy nawet z szacunkiem przyklękają!


image

Koniec sceny, robi się ciemno, pojawia się napis „Rok później”.
I co widzimy? Sielankę. Łobuz policjant coś tam grabi, czy podcina w ogródku. Na podwórku, na podniesieniu stoi biała wanienka. Z domu wychodzi płowowłosa niedziewica z dzieciątkiem w objęciach i wsadza go do wanienki, w celu kąpieli - jak sądzę. Patrzy przy tym w sposób nieodgadniony, na przyglądającego się jej policjanta z obnażonym, umięśnionym torsem. Dookoła nich w całości szczęśliwa rodzina polskich emigrantów w Detroit. „Mamusa” Jadwiga radośnie macha ręką i krzyczy po indiańsku: - Yohuuu! Muzyka „Santa Maria”. Koniec pieśni.


Image result for polish wedding movie netflix
Image result for polish wedding movie netflix

Niewątpliwie film ten zawiera wybitny podtekst intelektualno-religijny, może nawet na miarę Kubricka? Niestety mnie jako przedstawicielce średnich intelektualistów nie udało się go odszyfrować.

Inne kwiatki z tego arcydzieła: np. co według producentów filmu jedzą polscy emigranci? Oczywiście pierogi w niesamowitych ilościach, gotowaną kiełbasę, jakąś podejrzanie czarną zupę i ogórki kiszone - o każdej porze. I to właśnie ogórki zostały w filmie specjalnie podkreślone. Jest moment gdy „mamusa, moja Jadwiga” z nadzianym na widelec ogórkiem rozmawia z córką – następuje wielkie zbliżenie nadgryzionego ogórka. W ogóle ogórki grają tu bardzo ważną, być może kluczową rolę?

Dlaczego? Już wyjaśniam: tato Bolek piecze w nocy chleby i chałki, ze smutku pociągając z butelki i przygrywając na harmoszce ruskie kawałki, mama sprząta w dzień. Jeśli już spotykają się w łóżku, to „mamusa” donośnie chrapie, co Bolka doprowadza do szału. Do tego samego doprowadza go też uzasadniona zazdrość o niewierną „mamusę moją”, bo zdradza go ona z ruskim emigrantem, intelektualistą z długim siwym, tłustym włosem i zarostem. A robi to (we śnie Bolka) w malowniczej scenerii pisuarów, oraz piany i brudnej wody rozlanej na podłodze - w siusialni dla mężczyzn, wycierając przed tym mokre ręce o zarost na twarzy Rusina.

Na jawie robi to estetyczniej. Otóż, przebrana w przedziwny mundur barwy brunatnej z czerwonymi lampaskami, w takiejż mundurowatej pelerynce (zauważyłam na niej chyba emblemat orła białego na czerwonym tle!) i w furażerce na głowie – które to akcesoria stanowią jej alibi - udaje się na schadzki z Rusinem. W końcu filmu kochankowie ubrani w czerwone jedwabne szlafroki baraszkują na kanapie, w jego pełnym antyków mieszkaniu. Niestety, ku rozpaczy Rusina lojalna Jadwiga odmawia wspólnej wycieczki, czy też ucieczki twierdząc, że kocha męża, ma z nim pięcioro dzieci i tego stada nie zostawi!

A w domu, wreszcie dochodzi do porozumienia z głową rodziny - na uginającym się łożu, gdzie tym razem „mamusa” nie chrapie. Wielkoduszny Bolek zdradę wybacza, jednak nie mogąc powstrzymać goryczy przygryza jej przy śniadaniu, że robi niedobre ogórki. Sfrustrowana Jadwiga ucieka do śpiżarki zapełnionej mniej więcej tysiącem weków z polskimi ogórkami kiszonymi. Oddającą się rozpaczy, dopada skruszony już małżonek i we łzach szczęścia, pośród kiszonych ogórków, następuje całkowite pojednanie.

Cała ta polonijna rodzina oczywiście co chwilę pali papierosy, łącznie z synem, tak na oko dziewięciolatem. (Papierosy są tu drugim atrybutem po ogórkach.) I w związku z paleniem przyuważyłam jedyną prawdziwą scenę na tym filmie: ojciec przyłapał córkę i małolata jak kurzą między suszącymi się prześcieradłami. Wyjął nieletniemu papierosa z buzi, w pierwszym odruchu chcąc go wyrzucić, po czym zawahał się, sam się zaciągnął i wsadził małemu peta spowrotem do ust. Także wódkę pije się tu „po polsku”, czyli od niechcenia albo w celu „zalewania robaka”; kobiety wychylają „setki” duszkiem, jedną za drugą.

Film jest o Polakach, wobec czego polskie symbole są podkreślone: religijno-handlowa feta jest w kolorach biało-czerwonych. Tak ustrojone są stragany, ubrani ludzie, powiewają jakieś białe i czerwone wstążki. A potem następują tańce ludowe, pierwszy w rytmie marsza austriackiego, drugi (po raz pierwszy polska nuta w tym filmie!) wolnego kujawiaka, któremu towarzyszą dzwony kościelne zbliżającej się procesji z Czarną Madonną, księdzem i dziewczynkami sypiącymi kwiaty. (Ciąg dalszy wcześniej opisałam - historia z wiankiem niedziewiczym.)

Muzykę do tego filmu skomponował Rosjanin. Wobec czego cały czas towarzyszy akcji liryczna „polska” muzyka, z typową dla rosyjskiej skalą, duszą i modulacją. Czasem skrzypce zawodzą także po cygańsku i to już pasuje do scen z Bolkiem mającym rzeczywiście cygańską urodę (Gabriel Byrne). Tylko w momentach dramatycznych pojawia się wzniosła, propagandowa hollywoodzka muzyka.

Choć film zakwalifikowano do komedii, to oprócz opisanych powyżej głupot, nie było w nim niczego śmiesznego. Widać twórcom filmu szło jedynie o to, żeby pokazać, że polscy emigranci mają bzika. Nie chciałabym tu nikogo obrazić, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie wyprodukowałby takiego filmu. Nawet w TV Week dostał ten nie polish i nie wedding tylko jedną gwiazdkę i to pewnie z litości, bo powienien dostać 00. I właściwie powinien nazywać się: „Jak niezbyt rozgarnięci Amerykanie wyobrażają sobie Polaków.”

Niestety, często tak bywa, że jeśli chce się z kogoś zrobić głupiego, samemu wychodzi się na idiotę.


sierpień 2006, Akcent Polski





Niestety film już ma swoje lata i informacje o nim w internecie są skąpe. Nie udało mi się więc znaleźć najbardziej charakterystycznych zdjęć z tego filmu, a więc: ogórków, pierogów, wódki, rosyjskiego kochanka itp...  😏 

Image result for polish wedding movie ________________________________________________________________________________________________

Link do nowych felietonów filmowych