Sydney.pl - voice, video, foto


Jest to portal pokazujący wybrane wydarzenia wśród Polonii sydnejskiej oraz w Polsce.
Będziemy również zamieszczać fotogalerie z miejsc w Sydney i okolic. (Każde zdjęcie powiększa się po kliknięciu na...)
Zapraszamy do współpracy wszystkich, którzy mają coś ciekawego do zaprezentowania.
Strona non profit. Istnieje od maja 2019r
__________________________________________________________________________________________________________________________________

piątek, 26 marca 2021

Anna Korona - felietony cz. 3 (od stycznia 2020)

__________________________________________________________________


To trudne i nie każdemu wychodzi...

Chciałam założyć rodzinę i ją mam. Nie chciałam, by zerwała się moja więź z bratem i ją podtrzymuję. Brat wyemigrował do USA i zaliczał trudny czas adaptacji i zachwytu nowością, nasze drogi się rozchodziły...

RODZINA JEST CODZIENNĄ ŻMUDNĄ PRACĄ. JEST TEŻ PAMIĘCIĄ.


Gdy byłam młoda, wydawało mi się, że bycie z kimś jest proste. Po prostu chce się być i jest.
To takie typowo młodzieńcze wyobrażenie. Wszystko w człowieku kiełkuje razem z głupotą. By ona mogła zwiędnąć, potrzeba czasu i łez.
Wchodziłam w płochliwe związki, miałam ogromne pragnienia i jeszcze większe nadzieje. Taki kogel mogel emocji w odcieniu pąsowej róży, kto pamięta.
I dzisiaj się zastanawiam, na ile sami tworzymy nasze życie, a na ile ono czeka z gotowym scenariuszem... A może kogo mamy spotkać, tego MUSIMY spotkać?
Nie wiem... i wiem...


Wpadliśmy na siebie z mężem, jak deszcz do rynny.
Nasze trudne dzieciństwa trafiły na siebie na zasadzie symbiozy gąsienicy z kapustą i wciąż trwamy w znaku zapytania, kto tu jest gąsienicą...
Ile to razy chciałam uciec z domu rodzinnego... ile razy rozwieść, by spełnić marzenie o CAŁKOWITEJ WOLNOŚCI...
Ciążyła proza życia, czasem okrutna. Komuna ustawiała nas w kolejkach, mieszkaliśmy w rozwalającym się domu bez łazienki, z myszami i szczurami w trwałej wspólnocie, ze studnią na zewnątrz, grzybem wewnątrz i największym meblem, starą, wielką szafą z wypadającymi drzwiami. Nie było łatwo...
Córka ciągle nam chorowała, teściowie oddalali się od nas w tempie spadającego meteorytu, a my z naszymi nerwicami zostawaliśmy przy nazwie RODZINA... Dzisiaj widzę ostro, ile kosztowało nas zachowanie tego nazewnictwa...

W tym też czasie mój brat szalał w USA i powoli się staczał, a ja uczyłam się, jak robi się leniwe kluski, bigos i jak przewija, by dziecko nie miało odparzeń.A przecież codzienność niosła coraz to nowsze kłótnie, wyzwania i pokusy. Rodzina...

Mąż, dość atrakcyjny, stawał się atrakcyjny też dla sąsiadki.. mnie podrywał pracujący ze mną w sądzie komornik, córka przechodziła ospę i często brakowało do pierwszego... Kłótnie... podejrzenia... nieustanne libacje alkoholowe w pracy, po pracy... tygiel postaw. 

Adwokaci, sędziowie nagle ujawniali swoje drugie twarze... życie pod napięciem, życie na huśtawce emocji i wielka odpowiedzialność za słowo, moja jako kuratora zawodowego w wydziale rozwodowym. Chodziłam na wywiady... słuchałam... konfrontowałam...
Ludzie wokół mnie się rozwodzili, przeklinali siebie, zdradzali, ranili... I ja nie byłam święta...
Rodzina...


Zaczęłam widzieć, ile schedy z czasów okupacji tkwi w naszych rodzicach, na ile wciąż żyją łapanką, strachem, partyzantką... piekło wokół nich weszło w nich i zostało.
Jacy mieliśmy być my? Ich dzieci? Kto potrafił nas wychować, gdy sam potrzebował długofalowej terapii?
I zaciskałam zęby, mówiłam sobie czasem wbrew logice, że wytrwam, ocalę rodzinę, bo chcę ją mieć.
Obijałam się o ludzi, a oni o mnie. Samotność mnie żłobiła jak rzeka koryto. Ona jest taka smutna... cięższa niż najtrudniejsza nawet rodzina...

Czas tworzy nas każdego dnia, jeśli tylko tego chcemy. Chcemy zmieniać.
ZMIENIĆ MOŻNA WSZYSTKO I SIEBIE.

Dzień po dniu, godzina po godzinie uczyłam się mojej rodziny. Stawiałam ją na nogi. Podobnie zaczął robić mój brat, który niespodziewanie ożenił się z kolumbijką zakochaną w nim po uszy. Ten związek uratował go od alkoholizmu. Musiał ciężko pracować, pojawiła się odpowiedzialność. Wielkie słowo.

Rodzina jest dla mnie skarbem. Ona nie jest wzorcowa, bywały dni czarne jak smoła i dni z Aniołem w towarzystwie. Jednak czuję jak mnie wzmacnia, jak nadaje sens wszystkiemu, co robię.
Bo jej sensem jest jedno słowo, to słowo brzmi POMIMO.

Rodzina nauczyła mnie rozmowy, chociaż i wrzasku, miłości, ale w kumoterstwie z nienawiścią, ogromnej dbałości o INNYCH przy częstym egoiźmie, zazdrości i tolerancji, wybaczania przy upiornej pamiętliwości.
Bo rodzina jest słowem świętym i ważnym, ona nie musi być idealna i rzadko jest. Tworzymy ją naszą wściekłością, miłością, chęcią i niechęcią. Bo z tego składa się życie, ono nie jest wypolerowane i lśniące.
Ono jest szorstkie. Zmienne jak pogoda.
A najważniejsza jest wytrwałość. To BARDZO TRUDNE, WIEM.

Czasem się nie da, czasem nie można... ktoś jest takim psujem, że każdy domek z naszych klocków rozwali... i wtedy łykamy truciznę, która nas zabija. Ale... to już nie jest rodzina.

Rodzina jest mimo wszystko i jest. Wtedy można ją nazwać rodziną.


26.03.21
___________________________________________________


Kiedy patrzę na wielkie protesty, jakoś zawsze sprowadzają się mi one do małych spraw.
Dziewczyny bardzo chcą się skrobać, bo nie chca rodzić kalekich dzieci.
One nawet nie były jeszcze matkami, ale już wiedzą.


Ja też kiedyś byłam młoda. I leżałam w szpitalu na podtrzymaniu ciąży.
Pamiętam przyszła na moją salę taka ładna, młodziutka brunetka. Szła pewnym krokiem i zapytała się o wolne łóżko. Było akurat koło mnie. Rzuciła z rozmachem swoją torebkę na poduszkę, przysiadła i zaatakowała mnie słowami. 
Pamiętam je do dzisiaj i cytuję, "No wreszie się kurwa pozbędę tego gówna w sobie". Zapytałam, o co jej chodzi, ale mnie zbyła. Idąc na zabieg, gdy zawołała ją pielęgniarka, by ją przygotować, cynizowała.

Przysnęłam potem i nagle obudził mnie przerażający krzyk.
Gdzieś blisko mnie. Wpierw spojrzałam na podłogę i dostrzegłam dużą i stale powiększającą się plamę krwi. A na łóżku zobaczyłam "tą ładną pewniarę". Wiła się, płakała i wołała w kółko "Jezuuu, dlaczego nikt mi nie powiedział... dlaczego...".


Kobiety z sali zaczęły na nią wrzeszczeć, a położna przybiegła z krzykiem " Zawołam zaraz doktora, niech k... coś zrobi z tą histeryczką".
Nie padły żadne słowa współczucia, nie było ciepłych gestów, jedynie złowroga obojętność. "Ta ładna" wkradła się ze swoim przerażeniem w nasze prywatne strachy i jeszcze je powiększała.

To trwało długo, lekarz nie nadchodził, a mnie irytował ten jęk i płacz. Wszystko wokół było brudne, pomaziane, odpychające. I ona na środku, nagle tak inna, tak nowa.
I zobaczyłam straszny ból. On przebijał ściany, okna, wychodził z sobą ponad i krzykiem obwieszczał, że będzie już trwać...
Z ładnej dziewczyny zrobiła się nagle stara kobieta ze spoconymi włosami i czołem, rozpalonymi policzkami i obłąkanym wzrokiem. 
TAK TO DOSŁOWNIE WYGLĄDAŁO.
A JEJ KRZYKU WCIĄŻ NIE POTRAFIĘ ZAPOMNIEĆ.


POTEM PRZYSZŁA SALOWA Z MIOTŁĄ I LEKARZ. Krew usunięto, dziewczynę zabrano. 
Pytałam oddziałowej, co z nią, powiedziała, że pewnie już nigdy nie będzie mogła urodzić. Coś poszło nie tak, a szkoda, bo płód był zdrowy. I dodała "A wie pani... puściła się gdzieś na zabawie, nie pamięta i nagle ciąża, no to rodzina orzekła, że lepiej dla niej i dla nich, by usunęła, bo po co kłopot..."
PO CO KŁOPOT... ZDROWA CIĄŻA...

Jakoś nie mogę się otrząsnąć po tym obrazie, on wciąż do mnie wraca i pyta... niepotrzebny ból, śmierć. Rana, która będzie krwawić... świadomość faktu, która będzie dojrzewać do pytania "dlaczego zabiłam własne dziecko?" A może to ono byłoby w moim życiu czymś najfajniejszym, co mogło mnie spotkać?

Może mówiłoby do mnie "Mamo" i obejmowało rączkami, a ja kupowałabym mu fajne pajacyki... chodzilibyśmy na spacery, a po latach moje dziecko byłoby tym, które przeprowadzi mnie na drugą stronę ulicy...
DZIECKA NIE MA I NIE BĘDZIE, OKALECZONA MACICA NIE WYDA ŻYCIA...
ZOSTANIE PUSTKA I PYTANIA...

Zaczęłam nawet widzieć tę sytuację oczami tej dziewczyny.

Kiedyś wydawało mi się, że zauważyłam ją w gdyńskim kościele, klęczała w ławce...
To chyba była ona... a przecież, kiedy wówczas rzuciłam za nią pytaniem "A co z Bogiem?" odpowiedziała pod nosem "A do dupy z nim, nie jest mi potrzebny".
Jak to się wszystko zmienia... jak dojrzewa do prawdy o sobie...
Tyle pewności, zaprzeczeń, krzyku tylko po to, by na końcu stać się pomarszczoną kobietą, zgarbioną, w kościelnej ławce, wpatrzoną w krzyż z Chrystusem... 
Wówczas dałabym głowę sobie uciąć, że z tej dziewczyny nic nie będzie, że ze swoją martwiejącą duszą pójdzie w życie bezwzględnie je konsumując.

Z jej makijażu, pewności i urody została jedynie szarość cery i smutne spojrzenie wciąż przerażonej kobiety.
Nieodwracalnie straciła tą piękną część siebie prawdziwej.
Część, której NIC I NIKT nie umie już zastąpić.

31.10.20



Oświadczenie Prezydenta RP
Kancelaria Prezydenta RP

Wczoraj o 23:21 · Do przeczytania w 3 min ·
Grono odbiorców: Publiczne

Szanowni Państwo!
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października uznający za niezgodną z Konstytucją RP jedną z trzech przesłanek, które zezwalały na legalną aborcję w Polsce, wywołał olbrzymie społeczne emocje. Osobiście podzielam pogląd, iż tzw. aborcja eugeniczna jest niezgodna z Konstytucją, mówiłem o tym wielokrotnie publicznie. Prawo do życia jest wartością, którą należy bezwzględnie chronić i nie można jej w żaden sposób różnicować – na dzieci pełno- i niepełnosprawne, np. dzieci z zespołem Downa. Wynika to wprost z Konstytucji – art. 38. Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę̨ życia.
Wyrok Trybunału doprowadził jednak również do sytuacji, w której niemożliwa stała się aborcja w sytuacji wystąpienia tzw. wad letalnych płodu, w której wiadomo, że dziecko i tak nie będzie w stanie żyć po porodzie. To sytuacja niezwykle delikatna i bolesna dla każdej matki, dla każdego rodzica.
W przypadku wad letalnych śmierć dziecka jest nieuchronna. Ochrona jego życia pozostaje zatem poza mocą ludzką.
Rozumiem kobiety i ich obawy wynikające z tej sytuacji. W ostatnich dniach z wieloma z nich na ten temat rozmawiałem, a także z licznymi ekspertami, lekarzami i prawnikami. Po przeprowadzeniu tych konsultacji zdecydowałem się na złożenie do Sejmu RP projektu zmiany ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Uwzględniając wskazania Trybunału, projekt ten przewiduje wprowadzenie nowej przesłanki, która przywraca możliwość przerwania ciąży, w sposób zgodny z zasadami Konstytucji RP, jedynie w przypadku wystąpienia tzw. wad letalnych, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się martwe albo obarczone nieuleczalną chorobą lub wadą, prowadzącą niechybnie i bezpośrednio do śmierci dziecka, bez względu na zastosowane działania terapeutyczne.
Po uchwaleniu tej ustawy w polskim prawie nadal będą występować trzy przesłanki legalnego usunięcia ciąży: z powodu zagrożenia życia i zdrowia matki, z powodu gwałtu lub kazirodztwa oraz z powodu ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu, które prowadzi do śmierci dziecka. Oddaje to istotę tzw. kompromisu aborcyjnego z 1993 roku i jest zgodne z orzeczeniami Trybunału Konstytucyjnego. Liczę na szeroki konsensus polityczny w tej sprawie, zwłaszcza że poparcie dla podobnego rozwiązania prawnego deklarowali publicznie przedstawiciele różnych partii politycznych – zarówno ze Zjednoczonej Prawicy, jaki i opozycji. Takie rozwiązanie popiera też większość Polaków.
Niezależnie od zmian prawnych musimy objąć szczególną opieką rodziny oraz matki samotnie wychowujące dzieci z niepełnosprawnościami. Urodzenie i wychowanie dziecka z niepełnosprawnością jest wielkim aktem rodzicielskiej miłości ze strony każdej matki, każdego rodzica. Państwo nie może zostawiać takich osób samych. Musi udzielać im szerokiego wsparcia.
Będę domagał się od rządu i parlamentu znalezienia dodatkowych środków na zapewnienie takim osobom pomocy o charakterze finansowym, medycznym, psychologicznym oraz prawnym.
Apeluję również do wszystkich polityków, osób publicznych, a także milionów Polaków o wzajemny szacunek dla swoich poglądów oraz obniżenie społecznych emocji. Różnimy się i będziemy się różnić, ale musimy umieć ze sobą rozmawiać.

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej
Andrzej Duda

__________________________________________________



Jest coś w każdym z nas,  co tęskni za bezwarunkową miłością. Jest to marzenie o całkowitej akceptacji i obecności nacechowanej przyjaźnią. 
Potrzebujemy tego jak tlenu, ale samej sztuki bycia takim - niestety - nie posiedliśmy.

I tak walcząc z sobą na fb, i nie tylko, boksując się słowami, pielęgnujemy w podświadomości tę tęsknotę.
Stwórcy nas samych, pomyśleli o zaspokojeniu tej potrzeby i dali nam zwierzęta domowe, psy i koty... konie... ptaki... itd. itd.
W psiaku - jak w moim wypadku - niczym w sejfie, gromadzimy wszystkie nasze tęsknoty, emocje, głównie wyobrażenia o więzi.

To nasi przyjaciele. Wierni, zawsze obecni. Nikt nie cieszy się bardziej niż np. pies, gdy po długiej nieobecności wracamy do domu. To trzeba doświadczyć. Ten rozmach ogona, te podskoki, te całusy. 

Ale.. one odchodzą. Żyją krócej niż my. 
Ich nie ma, ale więź zostaje. Razem z płaczem.
Pożegnałam kilka moich psiaków. 
Ból serca był naprawdę wielki. Coś jakby zapadało się we mnie. 
I wciąż pytałam, co z nimi, gdzie są...

Dostałam odpowiedź. Przychodziły do mnie w snach i nie na zasadzie projekcji wspomnień.

Np. śnił mi się mój zmarły ojciec. On był w smutnym miejscu, ale zapytał mnie, dlaczego tak rozpaczam po śmierci mej suczki, owczarka niemieckiego o imieniu Kora. Mogłam z nią rozmawiać, była powierniczką moich smutków, witała mnie zawsze rano całusem w policzek...
Mój ojciec powiedział do mnie, że Kora jest ze wszystkimi po drugiej stronie, jak każdy pies i może ją dla mnie zawołać. I przybiegła, piękna, zdrowa. 
Miała egzemę i ogromne zawsze problemy z sierścią. A "tam" miała sierść zdrową, lśniącą... i skoczyła mi na kolana, mogłam ją przytulić. A tego nigdy nie lubiła robić. Tym razem dała mi znać, że pamięta i wie...  

A i tak byłam sceptykiem, jak to ja. Wmawiałam sobie projekcję podświadomości.
I kiedyś, stojąc przy szafie, płacząc, że mojego ukochanego psa nie ma, zobaczyłam ją w formie astralnej i tak namacalnie, jak ekran teraz mego kompa. 
Oczywiście wredni zaraz rzekną, że to zwidy, że mam paranoję, urojenia itd. Wredni, bo nie wierzą i nie chcą uwierzyć w świat ponadnaturalny. Koszą jego znaki, niszczą w sobie prawdę, że materia jest tylko formą trwania daną nam epizodycznie w celach jedynie Stwórcom wiadomych.

Mamy nikłe pojęcie o życiu jako takim. NIE ZNAMY GO. Coś tam księgi nam opowiadają... uczeni śledzą... Nic, co byłoby aksjomatem.
Trzeba stąd odejść, by pojąć. 

Wszystko co żyje lub zaczyna nawet żyć, staje się sobą po nieskończoność. JEST.
Śmierć jest jedynie formą metamorfozy. Bóg - obojętnie jak go sobie wyobrażamy - stworzył wszechświat i on trwa, a w nim grasuje śmierć, jednak jedynie dla zmiany jako takiej. 
Bowiem, co powstało, to nie umiera. To żyć będzie na wieki wieków. 

A ponad życiem i śmiercią jest jeszcze więź i miłość. 
Stąd ona jako prawdziwa nigdy się nie kończy... co kochamy, to do nas wraca, trzeba tylko czasu.
Bo trwanie we wszechświece jest miłością. MIŁOŚCIĄ.

4.10.20  Międzynarodowe Święto Zwierząt - w urodziny Św. Franciszka z Asyżu


___________________________________________________



Kiedy nastaje czas zmiany na świecie, rodzą się teorie... rodzą się podejrzenia... sekty...
2 000 lat temu przyszedł na tą planetę ktoś ze zdaniem "Jestem, by dać świadectwo prawdzie" i w najpiękniejszym okresie swego życia zaczął mieć poważne kłopoty.

Ludzie prawdy nienawidzą, uciekają od niej i tworzą FANTASMAGORIE.
Gdy mówisz prawdę, pytają "co to za prawda?", "kto za nią stoi?", "dlaczego to robisz?", a na końcu dodają KŁAMIESZ!

Chrystus swoim przyjściem wskazał drogę, ale... ludzie tej drogi raczej nie chcą. Mają swoje skróty.
Przypatrzcie się wielu przejściom i podeptanym wokół nich trawnikom... Byle szybciej, łatwiej i najkrócej. 
I właściwie wielu tak też chce przeżyć swoje życie. Wypalić się w młodości, by na starość głosić głupoty.
I jest zmęczenie. Życiem, sobą, innymi...

Ale ...od Chrystusa się kradnie, zapożycza, stara się jego naukę zmienić po swojemu. A po drodze traktuje się Go jak zwyczajnego barda, który stworzył kościół całkiem niepotrzebnie, bo ten kościół męczy, wymaga... A więc... po co komu kościół, religia, Chrystus... wszystko to archaizm i trzeba zaczynać od początku.

I rodzi nam się eklektyczne czupiradło głoszące, że tracimy energię na niepotrzebne nikomu cierpienie, bo wystarczy Jezusowe "wybacz i 77 razy" i podziw dla piękna, by zamknąć się w sobie, odgrodzić od bodźców przekonaniem, że doświadczamy tego, co jedynie nasz umysł stworzy.
Jestem światem a świat jest we mnie.Wszystko jest mną.

To rodzaj wiary z częściową genetyką ruchu New Age, który sprowadza religię do rodzaju balastu i przekonuje, że wszelkie powroty do historii, kulty, msze są udręką, która niszczy naszą duchowość i siłę. Ten kierunek mentalny praktycznie sprzyja temu, co się dziś wydarza i wiernie, na poły świadomie, służy złej cywilizacji (drogą tego nazewnictwa idę do końca).

Nauki Chrystusowe będą nieustannie ulegać obróbce wszelkich sekt i tworów interpretacyjnych.
Osobiście nie przystąpię do żadnej grupy, która nakłaniać mnie będzie do negacji kościoła Chrystusowego. Chociaż WIEM, jak ogromne błędy on popełnia i w ilu utkwił dogmatach niesłużących wcale dobru człowieka. Współczesny kościół daleko odszedł od Chrystusa i stał się w wielu miejscach na świecie antyprzykładem i siedliskiem zła.
Niemniej to mój kościół i moja wiara.WIARA.   

Nie jestem jedynie energią, nie obchodzi mnie, jakie mam wibracje, interesuje mnie życie w prawdzie, zgodzie z sobą, i zachowanie świadomości różnicującej dobro od zła.
Nie będę rozbijać młotkiem telewizora, gdyż sporadycznie mi się przydaje. Nie będę wmawiać sobie, że świat jest ok, a ja w nim.
Zostaję sobą.

Jesteśmy obrazem przyrody, a ta jest zmienna. Zmienność jest naszą cechą. Żyję w zgodzie z sobą i swoimi emocjami, które BARDZO szanuję. Kocham swoje łzy, złości, śmiechy, kocham seks, zwierzęta... kocham moją rodzinę... nie dam sobie wmówić, że moje człowieczeństwo pełne wad i tzw. grzechu tylko czeka na karę, jaką jest piekło.

Chrystus nauczył mnie, że do sensu dociera się krzyżem i trzeba go nieść. Cierpienie mnie uczy, kształtuje, emocje wzbogacają i taką chcę zostać. Nie wiem, jakie to "energie","wibracje" i co tam jeszcze, nie interesuje mnie to.
Nie chcę być chorobliwie, a nawet patologicznie zrównoważona, bo nie chcę zanudzić się sobą.
Gra,w którą wprowadzono moją świadomość, a noszaca nazwę ŻYCIE, jest na tyle pasjonująca i da mi mnóstwo wiedzy o sobie samej, że nie chcę odpuścić jej żadnego aktu. Nie chcę być cierpkim widzem w tym teatrze, nie chcę kumać się z pozorowanymi stoikami, którzy twierdzą, że jedynie dystans do tej gry zapewnia spokój.

Spokoju nie ma i nie będzie.Wszystko trzeba w sobie przeżyć, doświadczyć, by się odnależć, odnależć rzeczywistym. Stoję przy Jezusie, gdy pełen gniewu rozwala dzbany na rozstawionych stołach. I za to go kocham.
Stoję, gdy potwornie boi się judaszowej zdrady, bo boi się bólu. Płacze krwawymi łzami i jest w tym momencie tak cudownie, tak mądrze, tak pouczająco niezrównoważony.
Bo gdzie gniew, strach, cierpienie a gdzie stoicyzm i równowaga ducha?
Bóg jako człowiek dał wyraz.  

Mam w sobie naturę ludzką. Mam emocje. I zostaję z telewizorem. Bo lubię oglądać Poirota.
WSZYSTKO.

21.09.20



______________________________________________________________________________




No i tak sobie myślę o tym wszystkim, bo jest o czym.
Mówią, że trwa walka o nowy cywilizacyjny wymiar, a ja jakoś nic nowego nie widzę.


Piętnem człowieka jest jego seksualność i nienadaremnie zbudowano na niej Biblię. Na jej początku już widnieje info, że akt seksualny stał się przekleństwem człowieka. Już starożytni wiedzieli, że seks jako taki ich przerasta, chociaż dostarcza wielkiej przyjemności.
No i tak zaczęła się zabawa pt. "przyjemne zakazane" i trwa.

Ktoś mądrzejszy niż my musiał ów seks wymyślić, ale... może wstrzymywał się z przekazem info pierwszym ludziom, gdyż coś chciał jeszcze udoskonalić. No i nie udało się. Wygrał popęd, upadły anioł buntownik i tym samym zostaliśmy skazani na trwającą przez wieki walkę Z SAMYM SOBĄ, a że tworzymy zbiorowość, walka ta niczym koronawirus infekuje dalej...

Wszystko, co piękne na tej planecie, ma swoje wypaczenia i deformacje. Bez tego się nie obejdzie. Tym bardziej w seksie.
KAŻDY Z NAS ma swoje w temacie doświadczenia i nikt mi nie wmówi, że całe swoje życie nie poznał owych deformacji. A jeśli się mylę, no to mam ponad 2040 znajomych nominowanych do świętości.


Ok. Nikt się nie onanizował, nie próbował seksu z wieloma partnerami/partnerkami, nie bywał w agencji towarzyskiej, nie zdradzał, nie ma pociągu chociażby chwilowego do osoby tej samej płci, nie oglądał porno... A kto może przez chwilę chciał mieć inną płeć?

Deformacja normy dotyka KAŻDEGO, wdziera się w podświadomość, psychikę, a raczej wgryza i prowokuje, bo może być przyjemna. Ona jest z nami od zarania dziejów i nasi kreatorzy dobrze wiedzieli, że całe to ziemskie towarzystwo trzeba będzie w końcu i odkupić, i objąć specjalnym patronatem, i wspomagać.

Niedoskonały ludzki twór wciąż największe sukcesy ma w pospolitym i bezpruderyjnym (przepraszam za język i kolokwializm) pierdoleniu się. Gdyby tak nie było, nasza cywilizacja rzekoma stałaby o wiele wyżej, niż stoi. No ale..
Już Sodoma i Gomora pokazały, że ten fakt spółkowania orgiastycznego wkurza naszych autorów. Można zapytać jednak, co z tego wkurzania, gdy likwidacja źródła rozpusty na maksa, doprowadziła w prostej linii do stosunków kazirodczych, czego przykładem są córki Lotta i on sam.


PIĘTNO LUDZKIE.

A dzisiaj? Wciąż powtarza się ten spracowany motyw. Ludzie ponownie chcą uznania za normę wszelkich wypaczeń. I co ciekawe największych swoich wrogów mają czasami w tych, którzy sami w skrytości tymże wypaczeniom ulegają. Słynna jest historia pewnego francuskiego sędziego (Pierre Rereac), który piętnował prostytucję, a cichaczem sam z niej korzystał.
Czytałam niegdyś reportaż z pewnego warszawskiego burdelu, jego pracownice wskazały w utajeniu nazwisk, że wielu sławnych polityków je odwiedza, ba, nawet księży. Mam nie wierzyć? Otóż wierzę.

I ta wiara, ale w szerszym i lepszym jakościowo wydaniu pozwala mi trzymać swój popęd pod kontrolą, co nie jest wielkim sukcesem, patrząc na mój wiek. A w młodości... kurtyna.

A więc...
Dzisiaj LGBT szalone, zniewolone żądzą użycia manifestuje sobą problem odwieczny. Jak pozostać w każdej dziedzinie życia bezkarnym? Jak uwolnić się od jakiejkolwiek normy i zakazu? Jak walczyć z Bogiem, by pojął, że stworzył dziecko niedoskonałe i powinien zamiast karać, wesprzeć go w jego niedoskonałości, upadku i po prostu przytulić.

To manifestacja bezradności, krzyk rozpaczy, pójście w szaleństwo na tyle świadomie, na ile można.

Ci szaleńcy zaplątali się w swojej cielesności, instynkcie seksualnym, popędzie i rozumieniu sensu. Nie chcą niczego, co ich w najmniejszym stopniu dyscyplinuje.

No i... ?
Biblia mówi, że kiedy człowiek sięgnie po bezkarność, nastanie Apokalipsa.
A ta rozłożona jest w czasie, znamy głównie jej scenę ostatnią, epilog, natomiast kolejne rozdziały przeżywamy i poznajemy w autopsji.

TO SIĘ JUŻ DZIEJE. I JEST JAK LAWINA. BĘDZIE SIE POSUWAĆ DALEJ I DALEJ...


Potop nie pomógł, zagłada żmijowego plemienia też nie, więc należy zakończyć ten eksperyment i być może zacząć od nowa, ale INACZEJ... (o tym też mówi Apokalipsa).
Kto z nas chociaż w małym stopniu wykazał się samokontrolą i autorefleksją, ten awansuje do życia na renesansowej planecie. Kto stał się odpadem w stylu tuskowej wibracji, ten zasili inny biegun trwania, którym wciąż straszą.

No cóż... tak musi być i tak jest. Ludzkość ma w sobie dzikość, a ta musi się wyzwalać. Tego nie da się stłumić. Stąd nie dziwi nic.

A tym bardziej LGBT i wszechwładna jego ostoja - GŁUPOTA. Ta ma się najlepiej.


16.08.20



____________________________________________________________________________________________________________




Czasem musi być gorzej, by było lepiej.

A ja ... właściwie jestem już emerytką. Co miałam dostać, to już dostałam, co przeżyć, przeżyłam. Niby 60 plus to jeszcze, jeszcze, a ja jakoś maratonu nie czuję.
Tu boli, tam brzydnie, nie da rady...
No to co mam za rządów PiS-u? Te 900 pln. raz w roku?
Niby i bez tego można żyć.

Powinnam lubić komunę, bo ojca miałam "czerwonego".
Dlaczego tak przeżywam? Przecież można odpuścić.
Te 60 plus to mnie kiwano na całej długości. Zapisano do TPPR-u, mówiono, że Lenin wiecznie żywy, a klasa robotnicza największą siłą.
A z tego ZSRR, po każdym szkoleniu, mój ojciec wracał coraz trudniejszy w obcowaniu, zagraniczne listy do mnie ginęły, a dom odwiedzali dziwni ludzie. Niby robotnicy byli ważni, ale to nie dla nich powstawały wyszukane kasyna, sklepy i nie dla nich były talony na auta. Robotnikom wciąż brakowało do 1-go, aż zaczęli strajkować. 
Widziałam w Gdyni jak strzelano do nich z broni automatycznej. To był 1970 rok, a i potem nie było lepiej.
Nie rozumiałam, dlaczego mojego ojca wyzywano od "czerwonych buraków", dlaczego giną ludzie, dlaczego po papier toaletowy i niesmaczną herbatę stałyśmy z matką w dłuuugiej kolejce...

Było źle. I nawet już wysoko ustawionym komuchom. Należało zmienić system. Na tą zmianę nabrało się mnóstwo ludzi. Nawet powstała między nimi pewna solidarność. Zmiana była jednak upozorowana, sceniczna. AGENTURALNA. 
I jako taka funkcjonuje do dzisiaj.
Pod szyldem liberałów i platformy zaczęto zmieniać Polskę, był już rok 1990, gdy zaczęło mi się to nawet podobać. Wszystkiego było jakby więcej, głównie nadziei.

No ale... Agenturalne siły nie chciały prawdziwie wolnej Polski.
Tak naprawdę zaczęto już pracować nad jej końcem.
Wysprzedano to i owo, a 10 kwietnia 2010 roku dobitnie pokazał, o co w tej grze politycznej chodzi i kto rozdaje w niej karty.
Statystyczny Polak jednak po latach izolacji od świata i życia "zakulisowego", odurzył się Zachodem. Kto tam zwiał, czy pracował, stawał się bohaterem.

W mieście, w którym od urodzenia mieszkam, w Gdyni zawsze jak pamiętam, modny był SZPAN. Tu mieszkało wielu pływających, tu kwitł nielegalny handel, a marzeniem stawała się kremplina i ortalion. Jakiekolwiek "posiadanie" z Zachodu było nobilitacją. 
Ta mentalność mocno wrosła w to miasto i wiele tłumaczy.
TU WCIĄŻ PANUJE SNOBISTYCZNA MODA NA TO, CO "TAM" SIĘ NOSI, MÓWI, JAK SIĘ ZACHOWUJE, CO WYZNAJE..
Powoli wpierw RFN, a potem inne państwa zachodnie zaczęły nam narzucać sposób istnienia. Brzydka, zakompleksiona panna Polska usilnie chciała dorównać "pięknym kobietom stamtąd".

I zaczęło się.
Wciągnięto nas w perfidną grę, której imię pokusa i kłamstwo.
Obieując "ożenek" z arystokratą, niczym Halkę Moniuszkowską wciągnięto w dobrze opracowany plan prostytuowania się.
I TO TRWA.
Każdy myślący wie, że Polska mocna i podmiotowa jest bardzo niewygodna dla sąsiadów i trzeba zrobić wszystko, by takiej nie było. 

W Europie jest miejsce jedynie dla hegemona, a nie biedne popłuczyny po komunie. Komunie, która tak naprawdę dalej trwa tylko w innej oprawie. Teraz nosi dumne imię unii. I to jej dyktat trzeba przyjąć.

Polska ma być magazynem taniej siły roboczej i składem najgorszego sortu imigracji. 
Nie wolno jej reformować sądownictwa, bo czym większe bezprawie, tym lepiej. Nie wolno jej mieć konkurencyjnego przemysłu np. stoczniowego, a już w ogóle cokolwiek w większym wymiarze staje się jedynie gigantomanią i przeczy unijnemu "rozsądkowi".
Unii potrzeba więc polskich marionetek dobrze umocowanych w rządzie. Im daje się nagrody i ich premiuje stanowiskami. 

I tu obca agentura jest wyjątkowo inteligentna. Doskonale wie, jak rozegrać brzydką pannę Polskę. Wprowadza swoje banki, rozdaje kredyty i karty kredytowe, zadłuża fascynatów Zachodem, mami autami (koniecznie z Niemiec) po lichwę, która ma grabić majątek Polaków. I to się dzieje i działo. Przykładem Amber Gold.
Zachodni wyścig szczurów zaczyna zobowiązywać. I dalej króluje SZPAN. Mieć, bywać, szokować. A głównie mieć.

I tak wyodrębnia nam się (szczególnie w wielkich miastach) spora grupa oszołomów, którym zabełkotał umóżdżenie Zachód. W tym umysłowym koglu moglu nie można już odnaleźć zwojów. Jest jedynie papka. A ta niereformowalna.
Na ten lep nabrało się niewiele ponad 30 % Polaków i w to brnie.

I wkroczył PiS. Taka dziejowa miotła z ambitnym kaczorem. Facetem, który się zawziął, by w ruinie zbudować pałac.
TRUDNE.
Trudne, bo zasiane zło kwitnie. Jak perz.
 

WZOREM ZACHODU Polak chce udowodnić, że dorasta do swego ideału. 
Ma rozmach, kościoła już nie kocha, przestaje mu być potrzebny. Tak jak we Francji. Wsiada do niemieckiego BMW z hukiem zatrzaskując drzwi. ON MA. 
Bełkocze po angielsku lub francusku, bo to takie "łeleganckie pardupa". 
Bożka to ma w Merkelowej, no bo to Niemcy, silne i władcze, ach! A najlepiej, jakby nas wchłonęły, byłoby tak "z rozmachem" i już bez kompleksów. 
Ponadto można się zawsze wyskrobać, partnerów to można mieć różnych, liczy się orgazm. No... jeszcze impreza.

Przecież takiemu nie będzie odpowiadał A. Duda, który się odgraża wolną, wielką i silną Polską. A po co taki twór? Lepsza jest unijna, trochę uproszczona i grzeczna. Taka na kolanach.
I stąd wyrasta nam kolejny bożek - Trzaskowski. Hosztaplerski twór czasu. Głosi kłamstwa, programu nie głosi, jako prezydent stolicy nie dopilnował żadnej z jej ważnych spraw. 
W pierwszych dniach pandemii ucieka na zaplecze, czeka na rozwój wydarzeń, wsparcia daje mu Główny Łapówkarz Kraju. 
Rzuca francuskimi zwrotami, kokietuje szkolną angielszczyzną na poziomie większości polskich maturzystów. To się podoba szpanerom. Zawsze to przecież łobce. 
W stolicy za jego rządów przybywa szczurów i śmieci, drożeją przedszkola, ryby pływają w wiślanych ściekach brzuchami do góry. To nie wadzi. Tak jest dobrze. 

No i nasz kandydat na prezydenta, bezprogramowy, powtarzający Dudowe zwroty ma nam w najbliższych 5 latach, jak źle pójdzie, decydować o polskich sprawach...
Takiej to bowiem Polski chcą niektórzy. ZANIKOWEJ.
Tu nie składa się hołdu Niezłomnym, tylko plackiem leży przed czarnoskórym przestępcą, który zginął w zamieszkach ulicznych. To jest bohater na miarę czasu. Tu na bruk zrzuca się szyldy z nazwami ulic pochodzącymi od nazwisk polskich bohaterów narodowych i zastępuje je komuszymi. 
Tu KŁAMIE SIĘ NAGMINNIE, OBIECUJĄC ZMIANY, po czym nie zmienia się niczego, a tym bardziej nie naprawia.

A ja? A JA, widząc to wszystko namacalnie, przeżywszy już wiele, widzę KICZ, ogromny, panoramiczny KICZ. 
Za bardzo dojrzała jestem, by się na to nabrać. Mam pecha.
I rozumiem... rozumiem pewnego umalowanego młodzika na warszawskiej manifie LGBT. On twardo mówi, cytuję: "te stare k... muszą wymrzeć." Idzie niepokornie nowe. Bez płci z transparentem "obmacaj mnie, masz prawo". 

Naszą flagą niebieska z gwiazdkami. Multi kulti rozrywa. Nieważne, że dosłownie. Co tam, jak zginie iluś tam Polaków. I tak trzeba dać im broń.
To właśnie oni potrzebują bełkotliwego głupca na czele, bo jedynie on ich rozgrzeszy. I w swoich kolorowych skarpetkach podrepcze oddać głos.

A ja?
Mi przychodzi wybrać sobie trumnę.
Czy będzie lepiej, jak wyjdzie gorzej...?


30.06.20



Mina Grodzkiego w momencie gdy Trzaskowski mówi o "uczciwości" - bezcenna! Także ten moment, gdy dziękuje Kidawie-Błońskiej, że dzięki niej wysunięto jego kandydaturę. (sic!) 😉
(dopisek redaktorki bloga E.C.) 



Obiecanki cacanki, a głupiemu radość!

https://www.tvp.info/48643368/trzaskowski-klamie-ws-swoich-obietnic-nie-spelnil-93-proc-z-nich
_________________________________________________________________________________________________________________


Małżeństwo tak naprawdę jest bardzo trudnym zadaniem dla człowieka. I zawsze w wyobrażeniach o nim na początku mijamy się z prawdą.
Nadzieje i marzenia okazują się fikcją, trzeba po prostu sprostać prozie życia.


Jesteśmy młodzi, wszystko wydaje się proste i przyświeca nam myśl główna pt "jakoś to będzie".

Moje pokolenie chciało szybko legalizować związek, obnosiło się z dumą obrączką i dorabiało od przysłowiowego widelca. Ponadto trzeba było często sprostać wojenkom z teściami, brakiem mieszkania i powolnym rozumieniem, że już nie jesteśmy sami i wszystkim trzeba dzielić się na pół. A to zaczęło często każdego przerastać. Niby fajnie, ale... już inaczej. Łazienka nie jest do wyłącznie naszej dyspozycji, tapczan skurczył się w swojej przestrzen, a wydatki niespodziewanie odnajdują kontrolera.

A przecież każdy człowiek jest odrębną całością składającą się z tylko i wyłącznie jemu wiadomych przeżyć, doświadczeń, nawyków, przyzwyczajeń.
I zaczynamy odkrywać różnice.


Początkowa fascynacja i zachwyt nowością zmienia się na kolejny etap żmudnej edukacji. Uczymy się nowej gry zatytułowanej MAŁŻEŃSTWO. To jest dopiero poker.

Na tym etapie wiele osób popędliwie podejmuje decyzję o rozstaniu. Wierzy, że różnice są zbyt duże, by je pokonać. Dołącza się gniew i irytacja i mamy osobiste piekiełko. A jeszcze jest gorzej, gdy jego udziałowcem staje się dziecko. Jesteśmy gotowi go skłócić z całym światem, psa rozpołowić, ubrania podrzeć, kieliszki potłuc, byle dopiec połówce w tej pokerowej rozgrywce. Złość bierze górę i tęsknota za niezależnością, a czasem pospolitym lenistwem. Nie znamy sami siebie, a co dopiero mamy poznawać druga osobę. To już graniczy z wyczynem.

Emocje potrafią zniszczyć wszystko. Są żywiołem gorszym od wody i ognia. Wewnętrzny pożar może trwać latami, a wodospady łez topią nawet najpiękniejsze wspomnienia. Najbardziej bowiem kochamy swój ból i siebie. Masochizm wbrew pozorom ma się świetnie. Statystyczny Polak ma to w genach.
I nawet jak się rozwiedzie i uzna, że jest najbardziej poszkodowanym człowiekiem świata, w którymś momencie pragnie znowu zbratać się z drugim człowiekiem. I zaczynają się randki, poszukiwania igły w stogu siana, rozczarowania i 7 boleści. Bo wciąż coś jest nie tak. Najczęściej nasze rany ze związków są w nas wciąż otwarte, a poprzedni partner wcale nas nie opuścił, mimo że wyprowadziliśmy się od niego.

Szukamy zawsze kogoś, kto tak naprawdę nie istnieje, a znajdujemy jedynie jego erzac. Bo ideałów nie ma. I znowu zaczyna się alpinistyczna wspinaczka... Wielu uprognionego Mont Blanc nigdy nie osiąga.

Pracując kilka lat w sądzie jako kurator rodzinny, a potem społeczny napatrzyłam się na wiele małżeństw. I nasłuchałam. A równolegle doświadczałam własne.

Jedyne, co mogę powiedzieć to to, że bycie z sobą jest dla człowieka wyzwaniem. To ciężka praca obojga i wielka umiejętność polegająca na kompromisie. Dużej rezygnacji z własnego ego, co nie oznacza rezygnacji z siebie.
Moje małżeństwo było dla mnie dobrą ścieżką zdrowia. Nauczyło mnie wytrwałości i bardzo zbliżyło do Boga. Podobni innym nie byliśmy łatwi dla siebie. Szpony trzeba było nie raz i nie dwa obcinać.

Ale... człowiek dojrzewa poprzez związek i staje się lepszy. Wbrew pozorom małżeństwo uczy empatii, jeśli tylko chcemy być dobrymi uczniami, a nie wagarowiczami. Uczy też dojrzałej miłości, a z czasem dobrze, gdy zamieni się w przyjaźń. Gdy umiera pożądanie i zazdrość, a pojawia się dojrzała potrzeba bycia z partnerem i tworzenia z nim rodziny. Pojawia się rozumienie faktu, że najgorsze co może nas spotkać, to samotność.

Każde małżeństwo przechodzi swoje kryzysy, KAŻDE ma swoje ciemne strony i tzw dołki. Bywa, że jak w pięknym jabłku pojawia się w nim niczym robak ktoś trzeci, kto jest nieobliczalny w swojej zachłanności. Najczęściej są to niestety kobiety. Zawistne, bezwględne i władcze. Bo i takie bywamy dla siebie.

Zdrada w jakiejkolwiek postaci, zdrady emocjonalnej czy fizycznej jest najczęściej jednym z etapów typowego małżeństwa. Bywa utajniona, bywa jawna i boli niczym atak nowotworu. Jest jednym z zadań do przerobienia, uczy wybaczenia, a często ma też i siłę ozdrowieńczą, wcale nie musi być toporem kata. Ona uczy, a ta nauka ma cenę platyny.

TYLKO POPRZEZ CIERPIENIE MOŻNA ODNALEŹĆ SIEBIE PRAWDZIWEGO I SENS ISTNIENIA.
Nie kochamy cierpienia, ale ono jest potrzebne.


Dzisiaj młodzi, nowe pokolenie, nie szanuje instytucji małżeństwa, wybiera konkubinat i uważa, że ta forma bycia razem się zdewaluowała i grozi zawałem. Traktuje ją jak ospę czy dżumę, a na pewno jako przeżytek. Tym samym odchodzi od Boskich zasad, wyrzeka się ich i tworzy rodzaj nieatestowanego alkoholu. Często okazuje się on metanolem, bo dziwnym trafem Boska "pieczęć ”, Boski sakrament wzmacnia i przy minimum dobrej woli obojga daje siłę wytrwania.

No tak... Nie każdy z nas jest Syzyfem, nie każdy chce wytrwać. Są i dusze wolne, artystyczne najcześciej, nie przylegające do nikogo i do nikogo nie pasujące. Każdy związek będzie im klatką. Ci nie powinni w ogóle komukolwiek zawracać głowy, ale... 

Tak to już jest, że tego "miodu" każdy chce spróbować. 

No i dla niektórych okazuje się trucizną. 

11.06.20



__________________________________________________________________________________________________________________


Nie mogę zasnąć po emisji filmu Latkowskiego.

Współczuję facetowi. Wiem, jaką cenę płacą rzetelni dziennikarze za swoją pracę. To piekło. I on w niego wszedł.


Cofnijmy się w czasie. Jestem małym dzieckiem. Ktoś dopuszcza się nieprzyzwoitości w mojej obecności, powtarza obnażanie się, zły dotyk...

Nic się nie stało? Wszystkie te sceny pamiętam i nie umiem zapomnieć. To zostaje jak dziura w pięknej serwecie po wypaleniu jej papierosem. Sceny nie odchodzą, nie wymazują się, rodzą owoce. Zgniłe. Z gangreny duchowej się wychodzi albo nie. Najczęściej nie. Skutki są różne. Od głębokiej depresji, prób samobójczych, dysfunkcji seksualnej i kiepskiej socjalizacji po całkowitą nieumiejętność życia.

Z tego powodu zmarnowałam sporą jego część, która pozornie owocowała sukcesami, a w realu zatraciła nawigację. Rozkwitał relatywizm duchowy, a rana się powiększała.
Pomogła długa i głęboka terapia, ona być musi. Molestowanie w dzieciństwie owocuje utratą siebie, jest się dzieckiem we mgle.


I w końcu uczę. Zostaję belfrem w renomowanym, znanym gdyńskim liceum. Jest długa przerwa, mam dyżur na korytarzu. Podchodzi do mnie wystraszone, ładne dziewczę, które uczę. I opowiada.

W tym samym liceum uczy matematyki młody facet. Niezbyt urodziwy, przemykający zawsze jakoś bokiem po szkolnych korytarzch, mało wyrazisty. I ona mi o nim opowiada. Jak ją zaprasza do auta, jak próbuje macać, jak obscenicznie zachowuje się na lekcjach, nabijając się z wigilijnych opłatków. Jak wywleka najładniejsze dziewczyny z klasy na wieczorne spektakle teatralne, zaprasza do domu... I już wiem. Będzie problem...

Ona przekonuje mnie, że "pani profesor można zaufać", a ja drżę na myśl, co i jak dalej. Sprawę zgłaszam dyrektorce. Ta nie zwleka i uruchamia całą drogę służbową. Wydaje się, że sprawa jest jasna...

Tymczasem w gronie staję się wrogiem numer 1.To wokół mnie rozkwita ostracyzm. Kilka uczennic, narratorek sprawy, nagle zaczyna milczeć. Są zastraszane, jak się dowiaduję. Rozmodlone koleżanki na oświatowej pielgrzymce odwracają się do mnie plecami, koło mnie na posiłkach nikt nie chce usiąść, a nawet pudrujący nos ksiądz udaje nieobecnego. 


Staję się oskarżoną. Zarzuca mi się podejrzliwość, robienie z igły wideł, niezrównoważenie, szukanie sensacji po podłość wpisaną w charakter. Moja córka w sąsiednim liceum jest prześladowana, coraz częściej wraca ze szkoły z płaczem, a jej wychowawczyni rzuca słuchawką, gdy dzwonię do niej do pracy. Słyszę "ja z panią nie będę rozmawiać". 
Matematyk znajduje szybko wsparcie, do mnie tylko nieliczni podchodzą ze słowami wsparcia i to wtedy, gdy nikt ich nie widzi. 

Prowadzę wykłady metodyczne dla nauczycieli, nagle zaczynam być ostro na nich atakowana, wyszydzana. W końcu przyjeżdżam do kuratorium na przesłuchanie. Jest komisja. Miałam przekonanie, że jestem tam, by zrelacjonować sytuację, tymczasem okazuje się, że zasiadam na ławie oskarżonych. Brak dowodów i znów słowa Latkowskiego przecież "nic się nie stało". Zalęknione uczenice zaczęły zmieniać zeznania, niektóre matki mnie atakować, że "niepotrzebnie nagłaśniam" sprawę. Okazuje się, że jestem niekoleżeńska, przewrażliwiona i niepoważna.

Matematyk w liceum pozostał, uczy dalej. Nowa dyrektorka ostentacyjnie piętnująca pedofilię nawet go nagradza. Z "donosów" wiem, że dwuznaczne sytacje się powtarzają i nikomu to nie przeszkadza. Podobnie jak niegdyś w tym liceum nie przeszkadzało pewnemu dyrektorowi ogłoszonemu przez Wyborczą nauczycielem roku to, że na oczach wszystkich pewna nauczycielka z ognistym temperamentem romansuje ze swoim uczniem.

NIC SIĘ PRZECIEŻ NIE STAŁO.


Ja za całą sprawę zapłaciłam zdrowiem i pobytem na oddziale neurologicznym szpitala.

I tak się zastanawiam nad wnioskiem, bo dzisiejszy film uświadomił mi, że są głazy, których nikt ruszyć nie potrafi. Tkwią nie tylko na drodze życia, ale głównie w ludzkiej psychice. I mentalności. Gotowi jesteśmy przytulić pijaka w autobusie i ustąpić mu miejsca, a nakrzyczeć na staruszkę, na którą on zwymiotował. No bo to taki biedny człowiek, musi mieć problem, bo się upił, a ona babina mogła koło niego nie siadać.

Nie wspomnę o wychowaniu młodych, bo zeszłoroczne strajki pokazały, kogo mamy w oświacie. Nie dziwi nic.

A mi zostaje zgaga. Patrzę... i wiem, że głaz staje się górą i masywem. Seksualność ludzka jest jak nienażarta hiena. I żeruje. Rozbudzona jeszcze pornosami i wszechobecną popularyzacją zboczeń.

Tak. Czuję się jak w dżungli. I Latkowski boleśnie mi przypomniał, że jest to i trwa niekończąca się historia, w tym historia niemocy.


26.05.20




___________________________________________________________________________________________________________


Można powiedzieć "król wciąż czeka". Każde państwo potrzebuje władzy i ktoś musi ją sprawować, wiedzą to już małe dzieci. Kraj pozbawiony głowy popada w destrukcję. A Polacy oczekują wyborów.

Czytam te zdania i ich oczywistość wydaje się być tak prosta, że pozornie nic nie powinno jej przeczyć. Ale... żyjemy w Polsce, miejscu od wieków symptomatycznym. Kraju waśni, różnic i sporów. Kraju, który z tego powodu doczekał się 3 grożnych w skutkach rozbiorów. Z takim doświadczeniem historycznym Polacy powinni już umieć odnajdywać sens swego istnienia. Powinni... ale już Kochanowski wiedział, że Polak i przed szkodą i po szkodzie głupi.

Śledzę wiele portali politycznych i kibicuję komentarzom o obecnej sytuacji. Po kilku latach rządów PiS-u gołym okiem można zauważyć "dobrego gospodarza w obejściu". Gospodarza, który wykonał trudne kroki w celu reformy gospodarki, sądownictwa, oświaty i sukcesywnie demaskuje afery i ich twórców.


A TO SIĘ NIE PODOBA.

Komuna zbyt wielu nauczyła omijania prawa, nadużyć, kunktatorstwa. Weszli w układy i układziki, stali się bezmyślnymi biorcami o snobistycznej orientacji. Tkwiąc mentalnie w głębokiej komunie, zapragnęli otwarcia okien na tzw wielki świat, a szczególnie zachód. Ten Zachód mitologizowany i uwielbiany. Zaimponowało im wejście w struktury UE i nazywanie siebie europejczyjkiem, bo jako rzecze D. Tusk "polskość to nienormalność".

NO I MAMY KASZANKĘ.


Gdy Zachód miał czas i go wykorzystywał do zbudowania silnej gospodarki, my nie mając czasu, staliśmy się skoczkami nad przepaścią. Po drugiej stronie szpan, chce się sięgnąć, tylko odbicie marne.

No i polscy maruderzy wznoszą swoje stęki. D. Tusk dość umiejętnie mamił społeczeństwo, zwodził, bywało, że i oszukiwał, ale wypracował miraże europejskości obiecanej jak ziemi Reymontowskiej. Były uśmiechy, poklepywania, mafijne wręcz struktury wsparcia dla "wiernych" i całkowita bezkarność. Byli ubecy, komuniści, donosiciele czuli się świetnie. Rozkwitały ich biznesy, a sądy umarzały sprawy...

O WSZYSTKIM TYM TERAZ SIĘ DOWIADUJEMY.


I ta część społeczeństwa, całkiem spora, wciąż tęskni za przeszłością, nie może się pogodzić z przegraną, tęskni za ośmioma latami rządów spod znaku ośmiorniczki.
Ich, w sytuacji wyboru głowy państwa, nikt z obecną władzą i wypadkowym prezydentem NIE pogodzi. To nie to koryto, nie ci ludzie do szachrajstw, nie to morale.

WOJNA DOMOWA TRWA.


Polska Targowica robi wszystko, by wybory zepsuć, uniemożliwić je. Wynajmuje trolli, zasiedla nimi wszystkie strony. Ci zadaniowcy mają za cel psucie wizerunku premiera, prezydenta, rządzących. Wypuszczają fake newsy, opluwają, szpecą. Sprzyja im czas pandemii i to boli. By nie zaogniać sytuacji, zdecydowano się na przeprowadzenie w warunkach epidemicznych wyborów korespondencyjnych. Prezydent przecież musi być. Ktoś musi nas reprezentować, nominować, akceptować ważne ustawy, by mogły one działać...

A polska targowica swoim wrzaskliwym stylem rodzi zastój. Skompromitowany do bólu marszałek senatu Grodzki nie dość, że nie ustępuje z honorem ze stanowiska, to jeszcze blokuje istotne i ważne dla Polski posunięcia. Perfidia jego działania staje się swoistym logo opozycji. Dodajmy totalnej. Tego rodzaju błędów ma na swoim koncie sporo. Teraz niczym wisienka na torcie dekoruje ten styl "królowa parady opozycyjnej" Kidawa-Błońska. Jej liczne gafy w wypowiedziach, przejęzyczenia nie tylko kompromitują POpleczników, ale też i jej samej zapewniają zaledwie 2% poparcia. Na trumnie Platformy już sadowią się nowe "sezonowe gwiazdy" i tylko czekać , kiedy wesprze je osławiona Jachira, która w swoim politycznym show nie przebiera w środkach.

NO I MAMY CHOCHOLI TANIEC, KTO ZNA "WESELE" WYSPIAŃSKIEGO.

A Polska? no cóż. Nic w tyle nie zostaje. Zaczynają się z nami liczyć. Popełniane błędy nie dyskwalifikują, a ich kontrowersyjność tylko wzmacnia rządowy image. A. Duda przez 5 lat swojej prezydentury,które Kidawa-Błońska nazywa czterema, wykazał się godną podziwu sprawnością polityczną i dbałością o publiczny interes. Ale... i to Polacy spod znaku pytajników o sens potrafią wyszydzić i opluć. I tak jawi nam się genotyp Polaka niczym kolorowanka z nadmiarem czerwieni. Gdzieś wrósł w ten typ niezbyt rodzimy chwast, usługowy dla sąsiadów, chronicznie niezadowolony, z wiedzą z pogranicza 3 i 4 klasy szkoły podstawowej, a umiejętnościami baletnicy ze złamaną nogą.

PSUJE ROBIĄ SWOJE.


Ten miesiąc rozegra nasz polityczny status. Klamka bowiem musi zapaść. W wyścigu mamy czarnego konia zwycięzcę, co pokazują wstępne sondaże, ale za nim na torze wysiłkowym biegną małe kucyki, wchodząc sobie wzajemnie w drogę. Iście cyrkowa galopada niemniej przypomnijmy, że trwa w kraju, w którym od wieków prawie wszystko jest możliwe. I mimo że KE łaskawie pozwala Polakom na wybory, ich spora część nie pozwala sobie na luksus wyboru.

BO NIE. MA BYĆ JAK BYŁO.

A JAK BYŁO, TO WSZYSCY WIEDZĄ. NIEMNIEJ NARODOWY MASOCHIZM MA SIĘ DOBRZE.


P.s. No cóż, mówią, że każdy prezydent jest na miarę kraju. Mieliśmy rosyjskiego służebnika, alkoholika, donosiciela i "jasnowidza" (kwestia prezydenckiego lotu), 
a TERAZ???

5.05.20





_____________________________________________________________________________________________________________


Namacalnie już od lat widoczna pandemia tego wirusa zdobyła wreszcie jakieś nazewnictwo. Co prawda paskudnie wzięte od mojego nazwiska, ale jest.

Epidemia nienawiści już kilkakrotnie sięgała po swoje apogeum. I teraz ponownie. Tym razem to nie wojna, to wirus. Malutki, niewidoczny, genialnie skompilowany.
Jak bardzo trzeba nienawidzić ludzkość, by tak na niej eksperymentować... 

Gdzieś za każdym faktem pojawia się jego pomysł zrodzony w umyśle. Kim są ci, którzy uważając się za bogów tego świata, wyrządzają mu tak ogromną krzywdę?

Czuję się marionetką, czyjąś marionetką. Można mnie zarazić, poddać próbie czasu i wyszydzić mój strach. A razem ze mną tysiące innych marionetek, z których nie każda potrafi eksperyment przeżyć. Ta ekscytacja cierpieniem musi bardzo bawić, skoro trwa o wiele za długo.

Jakiejś ponadnaturalnej sile potrzebna jest kolejna demaskacja prawdy, kolejny test sprawdzający skalę człowieczeństwa. W zbiorowym wydaniu ludzkość wydaje się być bezradna, słaba, całkowicie nieprzygotowana do walki z mikroskopijnym bodźcem. Zaprogramowanym inteligetnie, wręcz perfidnie.
Opadają maski, jak na dłoni wartościuje się KAŻDY człowiek. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Ale.. równolegle ze śmiercionośnym maleństwem współdziała beznadziejna, okrutna, równie niebezpieczna GŁUPOTA.

Zawężam obraz do Polski. "Zamykam okna oglądu" Niemiec, USA itd. I pytam. W tych igrzyskach koronowirusa i głupoty kto wygrywa???
Głupota zebrała przy sobie wszystko, co najgorsze. Nienawiść, pychę, pogardę, zawiść, kłamstwo.

A maleństwo w starciu z nią przegrywa. Zostało w swojej przegranej skazane na największy wysiłek i zapracowanie. Musi zakazić sobą ogromną część warszawiaków, posłów, gdańszczan itd. Okazuje się, że konstytucja w swojej papierowej treści jest ważniejsza niż życie. Ustalanie regulaminu walki z problemem, ważniejsze od problemu.

Znajdują się tacy, którzy zawężają sens swego istnienia jedynie do robienia hałasu. Nie mają nic do zaoferowania konkretnego, biorą z państwowej kasy ogromne pieniądze z naszych podatków, nie pomagają, a JEDYNIE ROSZCZĄ.

Biedny koronawirus zatraca orientację, czemu i komu służy. Miał być eksperyment światowy a wychodzi lokalna zemsta. Mała, paskudna, nienawistna. Łysawy przywódca rozwrzeszczanej bandy chce zepsuć wszystko, co jeszcze można.
A już tak dobrze szło...


A mi zostaje upiorna widownia. Miejsce na niej w ostatnim rzędzie. I przerażenie. I niesmak. A czasem wstyd...


Kto wybierał takich ludzi? Kto pozwalał im rządzić przez 8 lat? I dlaczego pandemia nienawiści odbiera wielu ludziom wzrok i nie pozwala nazwać szkodnika ?
Szukam odpowiedzi, obserwuję...


Kto wybrał w swoim życiu zło, ten zostaje konsekwentnie złym. Wolna wola ma swoją siłę. Kto kontrastuje, temu zostaje opór, wytrwałość i walka.
Walka na śmierć i życie. To już widać.


2.04.20



_________________________________________________________________________________________________


Zaczytałam się w ostatnim numerze Twojego Stylu. Francuzki manifestują. Okazuje się, że temat jest aktualny, a człowiek tak naprawdę wciąż nie zszedł z drzewa.
Jedna mówi, że straciła 8 zębów, druga, że dwie godziny leżała nieprzytomna. Inne dorzucają fakty.

A ja czytam w necie wyzwiska, w tym adresowane do siebie i pytam przestrzeń "co jest?"
Co dadzą protesty, manifestacje, skargi...
PRZEMOC jej imię i jest wśród nas. Żywotna jak woda. I jak starożytny Feniks.

Sama nie do zabicia, chociaż zabija.


Kobiety buntują się przeciw przemocy stosowanej przez partnerów. W domowych zaciszach rozgrywają się dramaty. Na zewnątrz piękni faceci stroją się w garnitury i rozdają uśmiechy. Mniej piękni w starych ubraniach nie rozdają niczego, no może czasem.
Jeden gatunek, jeden rodzaj, teraz w 57 wymyślonych odmianach (patrz gender).

Ona twierdzi, że nigdy nie przyzna się, że jest bita. Sińce pokrywa makijażem, trzyma na przyjęciu mocno męża pod rękę. On ważniak, popularny. Ona nie będzie sobie życia niszczyć i dzieciom. Jest kasa, są zagraniczne wycieczki, jest szpan. On nawet udziela wywiadów, bywa częstym gościem w tv. Na ból są tabletki,na sińce puder, na przyszłość nadzieja.
Ona wie, że nic się nie zmieni, ale burzyć wizerunku nie będzie. Za dużo kosztowało ją doprowadzenie go do ołtarza. Jej teatr wciąż trwa.


Jest też ta po 50-tce. Nieustannie w biegu, bo dorabia. Kiedy może i gdzie. W przerwach biegnie do kościoła i uprawia modlitwę jak joging. Boli ją złamana kiedyś przez niego ręka. Na policzku maskuje fiolet od uderzenia z liścia. 
Nigdy i przenigdy nie przyzna się do tego, że jest maltretowana. Uchodzą przecież za zgodne małżeństwo, a on zarzeka się, że nigdy by żony nie tknął. To jest przecież niespotykanie spokojny człowiek.
Kłamstwo karmi przemoc.


Agresja zbiera swoje. Nie pytaj, skąd się bierze i dlaczego tak obfity jej plon.
Człowiek ją w sobie po prostu ma. Zrodzona z traumy, egoizmu, błędów wychowawczych, upośledzenia osobowościowego... długo by wyliczać.
Ma to do siebie, że eksploduje niczym granat. Życie jest dla niej ringiem. Znajduje ofiarę i syci siebie.
W internecie nazywamy ją hejtem. Roi się od niej, na każdym portalu, stronie, siebie oznajmia. Bo ona wie najlepiej i w pogardzie ma drugiego. Gdy próbujesz jej się przeciwstawić, dostajesz swoje. Możesz zostać idiotą, brzydalem, chorym psychicznie, schizofrenikiem, durniem, od którego należy się odizolować itd. Itd. Itd.

Człowiek człowiekowi hieną.Ten tzw. drugi powinien zostać upokorzony, wyśmiany, upodlony. Należy go zgnoić. Wtedy jest łatwiej, wtedy przez chwilę jest spokój, pycha nasycona, przestrzeni dla ego więcej. Bóg? a do diabła z nim. On jest dobry tylko w hospicjach.

CHOROBA XXI WIEKU. GORSZA OD KORONOWIRUSA. STAŁA SIĘ EPIDEMIĄ.

Owszem, zabija. Duszę, myśli, ciało. Żaden naukowiec nie znalazł jeszcze na nią lekarstwa i co ciekawsze nawet nie próbuje znaleźć. Bezsiła króluje.
ANO.

Image result for nienawiśc w internecie




Na ostatnim zdjęciu kobieta trzyma kartkę z napisem: "Pomóżcie mi, nie wiem, czy doczekam jutra... "

26.02.20
______________________________________________________________________________________________


Jeden gest i jeden narząd. Skojarzeń wiele.

Są, jak na rozprawie, dwie strony. Jedna zużyta przez 8 lat, druga przez kolejne lata wzbogacana czynami. Bez zużycia, nadużycia też.
Polska konfrontacja dobra ze złem. Taka uniwersalna. Można się uczyć, wyciągać wnioski i wybrać opcję. Bo ona wymaga wyboru, opowiedzenia się, testuje. Czasem odporność psychiczną i predyspozycje moralne.

No i mamy. Gest z sali sejmowej posłanki Lichockiej. Środkowy palec waleczny niczym żołnierz na warcie i wytknięty w stronę opozycji. Tej strony drugiej, zużytej, ale skomlącej za utraconym "korytem".

Gest wywołał burzę sejmową a nawet medialną. Nikt nie wspominał podobnego w wydaniu sędziego Żurka, Balcerowicza itd. Gawiedź opozycyjna bowiem swoim wybacza i ich tłumaczy. Wedle gawiedzi wszelkie nawet naganne zachowania mieszczą się w granicach poprawności. Oczywiście granicach ich poprawności przez nich samych definiowanej. A przy definicji zgody nie ma. I nikt do niej też nie dąży.

Tam, gdzie walczy się o swoje, tam walczy się jak o ogień. A jaki to typ walki opowiada zaranie naszych dziejów.

I tak jednym gestem można wejść na łamy, ba, pierwsze strony gazet i stać się "wrogiem ludu, praworządności i kultury". Cudzysłów musi być, bo wróg jest rzekomy, granic nie przekracza, a za gest przeprosił. Ale... kogo to obchodzi?! 

Jest pretekst do wywodu, ataku i wrzasku. Gawiedź gromadzi preteksty, bo kocha wrzask. Po prostu ten typ tak ma. Podobnie mają wyjce i hieny. W końcu w typizacji istot żywych są cechy wspólne. Można powiedzieć gatunki łączą się z podgatunkami i nie pytajmy, kto tu jest kim, bo zaprawdę trudna jest to odpowiedź.

I tak oto strona niezużyta złożyła ukłon, lichą ofiarę posłanki Lichockiej, wiedzącej już, że licho nie śpi. I nawet z palcem trzeba uważać.

A kto uważał na obchodach w Pucku? Piękne prezydenckie wystąpienie niespodziewanie przecina wrzask."Duda, ty ch#ju! " I tak po geście na arenę polityczną wkroczył narząd. Przez 8 lat pewnych rządów popularyzowany, uczłowieczany, a nawet rzecznikujący. To i nie dziwi, że głośno użyty.

Oczywiście zbojkotowano fakt, nazwano po prawej stronie, tylko ja pytam czy potrzebnie? Przecież opozycja ze swoim objazdowym zespołem pracowników cyrku chciała jedynie wyróżnić A. Dudę. Określić jako jednego z nich, "swojego chłopa", który niczym się nie różni od przeciętniaka. 

Jesteś ch#jem? No to bądź wyróżniony. Jesteś cool. Tak trzymaj!

I ja to rozumiem. Gest to tylko gest. Półśrodek. W konfrontacji ubogi efektem. Nie równa do narządu. A narząd? Noooo, to jest to!!! Palec co najwyżej może spuchnąć, a organ wielkości nabiera, nawet mały staje się Napoleonem i mocarzem. 
Tak więc ślę podziękowania za tę nominację prezydenta A. Dudy i za tak "wzniosły komplement". 
Zaiste zapowiada on napoleońskie zwycięstwo obecnego prezydenta. 
W Pucku to właśnie przepowiedziano.

Jeden gest, jedno słowo, a magia swoje czyni.





😒
22.02.20
__________________________________________________________________________________________________



No tak... Zdarzyło mi się urodzić w kraju trudnym od stuleci. Mogło się i zdarzyć gorzej.. . Jestem Polką i bywa, że się tego wstydzę. Ryzykowne twierdzenie wśród prawych... wiem.

Uporczywie szukam przyczyny. Oczywiście nie mojego poczęcia, a tego wstydu. Nie cofnę czasu i nie wstrzymam ojca przed pójściem z matką do łóżka, a czasem żałuję... 
Nie zmienię obywatelstwa, za późno i jakoś żadne mnie nie pociąga. 
Bo wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

Ok. Tylko... jak unieść brzemię patologicznej niespójności narodu i świadomość, że jego połowę stanowią ludzie całkowicie zagubieni w systemie wartości. Przypominają mi krótkowidza, który bez okularów przemieszcza się po ruchliwej autostradzie. Wiadomo, czym się to skończy.
Tak Polska kończyła kilkakrotnie, a odtwarzała się na nowo jedynie dzięki grupie ludzi o niezłomnych charakterach. I w tej Polsce dzisiaj wciąż trwają poszukiwania ich szczątków, nie mają grobów, a nazwy ulic wzięte od ich imienia zrzucane są na bruk. 
Jak niegdyś Fortepian Szopena...

Co to za naród... co to za ludzie... Jakby zamknięci na symbolicznej planszy teatru walki. DOBRA ZE ZŁEM. Podzieleni, skłóceni, niepokorni, uparci. Z pozorowanym dialogiem i niepozorowaną nienawiścią.
A nad nimi flaga biało-czerwona. Z groźnym orłem. Groźnym tylko na obrazku.


I ból w okolicy serca. Czasem ostry, przeszywający. Słucham, jak nawet Niemcy dziwią się postępowaniu Polaków. Nawet oni... Żaden naród, żaden nie plami się donosicielstwem, żebraniną po unijnych urzędach, opluwaniem siebie pełnym kłamstw i hipokryzji. Bo ta ostatnia ma się okazale w tym kraju. Sięgnęła po mistrzostwo.

I czytam. Wchodzę na portale i strony, które na swoim wstępie powinny mieć czerwony sygnał ostrzegawczy. Jak bramy piekła. TAK. TO SĄ BRAMY PIEKŁA. Słychać tam wrzaski, wyzwiska, kłamstwa, oszczerstwa... A to tylko Polacy w swoim kotle. Okazuje się, że najmniejsza i najprostszą sprawę potrafią widzieć w kolorycie ekstremum. Zgody można tu z lornetką daremnie wypatrywać.

Nie tak dawni twórcy kryzysu gospodarczego w Polsce jawią się jako mężowie opatrznościowi, nieudacznikom wdziewa się królewskie szaty, prowadzi wywiady ze skompromitowanymi politykami lewej strony, kobiety upadłe nominuje do rangi dziewicy orleańskiej, a na salony i do prezydentury proponuje osoby nie dość, że nie mające wykształcenia, to jeszcze całkowicie niezorientowane w ważnych sprawach kraju.

Tak, tak, to Polska i nie pocieszajmy się, że w innych krajach jest podobnie. Nawet jeśli jest, to biją się tylko na własnym podwórku, idioty nie promują, bo wiedzą, że zaraz się zbłaźni i zaszkodzi wszystkim, złodziei wsadza się za kratki, morderców skazuje na dożywocie, a podejrzanych o łapówkarstwo izoluje od stanowisk. A jednak tak jest.

W Polsce bezkarnie można nazwać prezydenta ch#jem. Można chwalić złodzieja, można czarne nazywać białym, a grzech cnotą. Tu karze się niewinnych i zamyka w więzieniach, zazdrości ludziom ciężkiej pracy, sukcesu, szydzi z mądrych, nagradza miernoty tkwiące w układach, a rozwiąźli aktorzy narzekają, że w tym kraju sra im się na głowę.

Cechą wiodącą tego kraju stała się deprawacja, a mój głos głosem wołającego na pustyni.

Znam lek na tą przypadłość, lecz nikt go tu nie zastosuje. W tym kłótliwym narodzie tkwi bowiem silne brzemię chrześcijaństwa, które zaprzecza wszelkiej radykalizacji działań. Polacy bawią się w wybaczanie, grube kreski i miłosierdzie.


A KARY BRAK. I PÓKI TAK BĘDZIE, PÓTY NARÓD TEN WCIĄŻ BĘDZIE ŻYŁ W ILUZJI WOLNOŚCI.


Image result for polska nienawiść podział

16.02.20
________________________________________________________________________________________________


Załapałam się na tvp. info dzisiaj, na sprawozdanie ze zjazdu PO. 

Oczywiście przemawiali przodownicy czyli Kidawa Błońska i Brigitte Bardot - rodzime BB zborysowiałe i budkowate.
No cóż... pogadali i mogłabym zakończyć wpis. Bo jak się leje woda z kranu, to wystarczy zamknąć kran. Czyli skończyć. Co zauważyłam i pewnie długo nad tym debatowali. Od tych debat kidawie wydłużył się nos i przybyło zmarszczek. A bebe dalej łysieje, nic się nie zmienia. Teraz przeszedł ze stanu zatokowego w oceaniczny. Bywa.

Zdecydowali, że skoro przegrywają, to muszą zmienić styl. Schetynka już im nie pomoże, bo on raczej na pogodynkę pasuje, a nie na szefa partii. Codziennie zmienia zdanie, wyprowadza, co przed chwilą wprowadził, zamierza, czego się wyrzekał, lubi, kogo nienawidził. Typowo dla PO, ale nie dość już przekonująco.
A tu trzeba przekonać frajerów, by dalej głosowali na mafijną opatrzność dziejową.

No i kidawa kiwa. Stylem Piwnik mówi dużo, by nic nie powiedzieć. Z tym, że Piwnik pilnuje jeszcze terminologii prawnej, a kidawa nie ma w niej rozeznania. Jak na kandydata na Prezydenta dużego kraju nie wykazuje polotu. Brexit dla niej jest dziełem polskiego najazdu, prace na Mierzei Wiślanej przeczą naturze, bo przecież gdyby natura chciała, przekop zrobiłby się sam. Jak np. kanał Panamski czy inny. Ponadto nie gorszą jej niskie kary dla morderców i pedofilii, ona się nie wtrąca i robić tego nie będzie. Zapowiada wtórnik Mazowieckiego, dobrze już Polakom znany, to jest grubą kreskę.

PO nie będzie nikogo rozliczać, dzielić, oglądać się wstecz. PO będzie jednoczyć Polaków i to ani bojażliwie, ani totalnie ( pod butem to Polacy zawsze się jednoczą, bo muszą).
Nowy styl, stare garnitury i żądze. Kto się na to nabierze, ten zyskuje nominację do rangi frajera polskiego i powinien otrzymać w prezencie siatkę z Lidla i japonki, by wiedział z czym pójdzie i w czym. 


Jest wciąż wiele do ukradzenia w tym kraju i wiele do odebrania Polakowi. Szlachetny jak muchomor i uczciwy jak Al Capone nasz grodzisław już przewodniczy zamiarowi. Na dziś jest to pomysł pozbawienia emerytów 13-tek. Nikt nie będzie się dzielił z biednymi i nikt nie będzie przedłużał emerytom życia. Ta zakała polskiego narodu nazwana emerytem powinna myśleć o zejściu i tym samym udoskonalać pracę ZUSu. Działanie sprzeczne z tą zasadą powinno być karalne i tu liczyć można na wielu sędziów, którzy w obronie prawa przecież stoją nawet wtedy, gdy ta obrona staje się bezprawiem. I słusznie, bo bezprawne prawo jest praworządne, zawsze lewoskrętne i wolne od jakiejkolwiek ingerencji społecznej.

Bowiem sędzia zawsze wie, co robi, a jak nawet nie wie, bo się upił, to wie z urzędu, gdyż świadomość sędziowska jest nieomylna, jedyna taka i jest objawieniem, natchnieniem danym nielicznym.

Tako rzecze też nam unia, dla której krzywa droga Polski jest prosta jak strzała, a przy tym jakże wygodna!

No i tak sobie posłuchałam tych peowiaków, popatrzyłam na twarze znane mi z bełkotu i żebraniny za granicą, tych rodzimych sikorzastych, podgatunku od wieków mającego się w Polsce doskonale. Sprzedawali ją przez wieki z trzykrotnym sukcesem, opluli i w tym handlu przerośli nawet jakże sprytnych Żydów. Można powiedzić polski zdrajca jest nie do zabicia i nie do pobicia. Bije rekordy lepsze, niż niejeden maratończyk.

A więc? W maju decydują się losy kraju. Każdy musi dokonać bardzo poważnego wyboru, w tym wyboru dalszej drogi Polski. Dla mnie to proste. POLAK wybierze A. Dudę, polski zdrajca i zaprzaniec, polski głupek wybierze inaczej. 

A wtedy możemy pożegnać się na długo z podmiotowością i naszym dobrem. Dzieciom na trwałe zostanie emigracja, seksualizacja i pytanie, jakiej są płci.

Ale.. niektóre głupki mają to do siebie, że najlepiej odnajdują się w zamęcie. 

I jeśli się czegoś boję, to tego właśnie.



😏😏😏😏😏😏

12.02.20
__________________________________________________________________________________________________


Gdy staje się w obliczu zła, to 
staje się przed polem minowym. 
Wymagają od ciebie, by po nim przejść... 

Tak też wygląda starcie każdego przeciętnego Polaka z machiną rozpasanej korupcji i podłości w Polsce. To scheda postkomunistyczna, gdyż ruska machina gnojenia ludzi, w tym Polski, miała sporo czasu przy rządach PRL-u, by zrobić swoje. 


ZDEMORALIZOWAŁA NARÓD i jak dobrze powiedział T. Konwicki w "Małej apokalipsie" - "ocean łajna zalał nas ze wschodu". Teraz to działa. Zmieniła się mentalność, wciąż modne jest psychopatyczne cwaniactwo i kolesiowe ohydne układziki.

Niestety dostrzegam to też w PiSie. Stawianie na nowych kolesi, przypływowych (do to pana p. Marcinie) jest dużym błędem. Nie muszą tyłków sadzać na urzędach i brać naszą kasę, są jeszcze ludzie starsi, ale mądrzy i sprawdzeni. Posiadanie 40-tki nie nominuje człowieka do sprawności życiowej.

Po oglądnięciu 1. odcinka KASTY, ujrzałam polskie piekło zdemaskowane do dna. Świetna robota reporterska i ściek wywołujący wymioty.
Rodzina z 6 dzieci i 7 w drodze, zostaje brutalnie pozbawiona dorobku życia - własnego mieszkania. Ojciec rodziny traci w 1998 roku pracę. Zalegają z czynszem na sumę zaledwie 8 tysięcy pln. Dalsza rodzina wzmacnia pożyczką na spłatę zaległości. Ale.. nie umożliwia się jej dokonania tej wpłaty. WBREW PRAWU! Zaczyna się polowanie na mieszkanie, a rodzina jest nakazem egzekucyjnym wyeksmitowana na bruk. Do lokalu wprowadza się córka głównej księgowej spółdzielni i je zasiedla.
Sprawa trafia do sądu i trwa do dzisiaj. 

Gdzieś po drodze wreszcie udaje się skazać winowajczynię afery na rok kary w zawieszeniu i zwrot jedynie wkładu budowlanego, gdy tymczasem córeczka księgowej sprzedaje to mieszkanie za sumę ćwierć miliona złotych.

Sprawy pilnuje prezes spółdzielni - były donosiciel UB. Dla kasty sędziowskiej w Olsztynie buduje cały blok z eleganckimi mieszkaniami, które oddaje im za przysłowiowy grosz. Czuje się chroniony. I ma rację. Postawiono mu ponad 20 zarzutów prokuratorskich, z których go kasta wybroniła. Przesiedział w areszcie 8 miesięcy, ale za to i znów wbrew prawu, otrzymał dzięki wyrokom kasty zwrot z kasy państwa w wysokości 2 mln pln.!!!!!

Reporterce programu w sądzie, rzecznik wyjątkowo butnie odpowiada na temat sprawy. Ma się ochotę faceta w pysk strzelić!

Rodzina przez ponad 20 lat doświadcza sądowego i życiowego dramatu.

A komuś takiemu jak ja, nóż się w kieszeni otwiera. Przypomina mi się gilotyna francuskiej rewolucji... Mam ogromną ochotę na powrót tych czasów.

Goniliśmy za zachodem, imponował nam, a dzisiaj ten zachód okazuje się być chory. Przemawia do nas w obcym języku i nakazuje wstrzymać reformę sądownictwa. Takiego, jak ten opisany. Tym samym opowiada się po stronie haniebnych wyroków. Rozmawia z Grodzkim, któremu jak z rękawa sypią się zarzuty o łapówkarstwo. Ten oto osobnik o zaburzonej osobowości, z zaniżoną normą emocjonalną, staje się powoli samowładnym rzecznikiem państwa polskiego.

Idąc dalej, zdaniem opozycji, w której wszystko ujęte jest od lewej strony, czyli do góry nogami, mamy jedynie podporządkować się i cieszyć się, że jesteśmy w Europie, jakbyśmy od wieków byli w Azji.


Cała ta wojna polsko polska obrazuje też, jakiego - jednego z miliona - podstępu użyli ruscy. Po wojnie nawpuszczali nam do kraju swoich buraków, którzy drogą kopulacji obsiedli ważne miejsca. Z uporem maniaka wmawia się nam winę dyżurnego Żyda i trwa szczególnie konfederacka nagonka na Żydów. Tymczasem, jak pokazuje życie, nie brak w naszym narodzie pospolitych gnoi i sprzedawczyków. Kto kolaboruje z lewactwem? Tu, u nas. Kto zrzuca Inkę na bruk? Kto donosi!?

Wstyd mi za ten naród, za znaczną durną jego część, w której najlepiej opanowane są zawiść, hejt i donosicielstwo.

PiS NIE MA wyjścia, musi dalej sprzątać. MUSI!




27.01.20

____________________________________________________________________________________________________


Zauważyłam, że przez internet przetacza się co pewien czas fala napastliwego hejtu. Oczywiście, że nie odkryłam Ameryki, ale ostatnio kolejny hejt mnie zbulwersował.

Sylwester już za nami, przestałam go dawno przeżywać, nie ekscytują mnie zabawy i wystrzały. Patrzę, jak mój pies zaczyna panikować, trzęsie mu się broda ze zdenerwowania, podkula ogon i nie wie, gdzie uciec. Dobrze, że chroni go dom, bo na ulicy mógłby być już trupem. Ludziom jednak to nie przeszkadza. Walą fajerwerkami, bo fajnie, jak jest hałas. I fajnie, jak można po Sylwestrze kogoś obgadać.

O ile pamiętam, muzyka disco miłościwie nam panowała, a jej słynne "kolorowe jarmarki" wyśpiewała nawet M. Rodowicz. I nagle w ludzie obudziła się fobia bojkotu. Uznali jednego z liderów tego rodzaju muzyki za zrzędę, miernotę itd.

Oczywiście mowa o Zenku Martyniuku i jego przeboju "Oczy zielone", który to podbił serca. No i aż chce się zapytać - to o co wam ludziska chodzi? Podśpiewujecie tę piosenkę, nadają ją w radiu, a jej autor idzie na przysłowiowy odstrzał. I mimo że jest atrakcją nr 1 Sylwestra w Zakopanem i przyciąga między innymi aż ośmiomilionową publikę i umie ją rozbawić, to NIE ZADOWALA.

Bo Polaka ciężko zadowolić, zawsze jakąś belkę w cudzym oku znajdzie. Nawet gdyby to miało przeczyć logice.

A mnie cieszy skoczny rytm jego przebojów, nie zraża fakt, że nie śpiewa jak Caruso, podoba mi się, że nie stylizuje się na przebierańca udającego homo nie wiadomo co, ale występuje w eleganckim garniturze. Ma świetny zespół i JEST polski, swojski i rodzimy. I podtrzymuje ducha w rozbawionej publice.

Ale polski stękajło musi coś wystękać. Bo to, bo tamto i głos nie ten.

I krąży plotka, nabiera rozpędu, jeden za drugim powtarza, bo chwilowa moda nakazuje piętnować, skrytykować, obśmiać. I wielu nawet nie zastanawia się, dlaczego tak się dzieje. Nie widzi mechanizmu nakręcanego sprytnie przez internetowe "sterowniki", trolli zadaniowych. Martyniuk wznieca zapał, koncentruje uwagę i ludzi, lideruje, a tym samym staje się niebezpieczny. Zbyt niezależny, wolny i w tekstach nawołujący do wartości wymiatanych z muzycznej sceny.

Kto tu ma śpiewać o normalnej miłości i zauroczeniu? O chłopaku i dziewczynie, jeśli te pojęcia mają powoli przejść do archiwum słownictwa. To trzeba zohydzić. A sposobem staje się snobizm. Szczególnie smęciarz małomiasteczkowy go kocha. Martyniuk? zbyt pospolity, należy szukać siebie w Bachu i Vivaldim. To brzmi majestatycznie, dostojnie i chociaż smęciarz nie ma o nich pojęcia, to wie, że BRZMIĄ godnie. I sam nabiera powagi z muzyką, staje się stylowy, poważny i jakże oświecony. No bo Bacha nie byle kto słucha. Na koncertach zbiera sie ELYTA, na nie chodzi się, by się pokazać " w zestawie". A Martyniuk? - muzyka dla plebsu, zbyt populistyczna, no nie, tego się nie słuchać...

Idąc tym tropem i sama Warszawka swojego Sylwestra podkreśliła tytułem "Sylwester z klasą", odcinając się od Martyniuków i reszty ludu. Warszawska klasa polegała na pokazaniu staroci po liftingu. Czyli nic nowego, tylko nazwa inna. Jakość ze starej uspołecznionej szuflady jak odgrzewany kotlet. Klasa nawet mierna, ale wierna. Prawdzie, czy raczej NIEPRAWDZIE, ale zawsze.
W telewizyjnej kamerze tę klasę dostrzegłam nie na obcasach, a w wysłużonych cholewkach, wymiętych spodniach i opadającej czapie. Taki mamy styl klasowy. W innych miastach nieco zrzucił szat i zaproponował nam elgiebetowy show spod znaku ptactwa. Kolorowy, tęczowy z absencją. Nie dopowiem, czego.

A zgryźliwi pomstują na Martyniuka, który pokazał recital w takim klasycznym stylu, z rodzicem w tle i sentencją, że żonę można kochać i długo i prawdziwie.
Prawdy już z lamusa, więc do zabicia. I hejt pognał w kompy niczym ogary w las.
Słuchasz Martyniuka? - to się wstydź. Co cię przyniosło do Zakopca i po co? Swojskość to jak polskość, to obcość, prawda?!

A mi tam zielenią się oczy na myśl, że jeszcze są i tacy w muzycznym biznesie, którzy potrafią coś fajnego wyśpiewać, skomponować i stworzyć zespół i w końcu dobrze na tym zarobić. O właśnie! A tego za bardzo nie lubimy...

Zarobek jest dobry tylko wtedy, gdy wpada do naszej kieszeni.




1.01.20
________________________________________________________________________________